czwartek, 4 października 2018

Rozdział 27

...Nagle drzwi się otworzyły. Oboje z Germanem spojrzeliśmy w tamtą stronę. W drzwiach stała kobieta, którą pierwszy raz na oczy widziałam.  
- Angie - wydyszała. Wyglądała jakby przebiegła jakiś dłuższy dystans. Kosmyki czarnych włosów poprzyklejały jej się do wilgotnej twarzy od potu. Oczy miała otwarte na oścież, a policzki zaróżowione od wysiłku. Była ubrana w dżinsy, bordowy sweter, na to płaszcz, a wokół szyi miała obwiązany szal. Przez ramię miała przerzuconą czarną torebkę. Wyglądała na kobietę w moim wieku. 
- O matko, Angie - szybko podbiegła do mojego łóżka i uwięziła mnie w szczelnym uścisku. Byłam strasznie zszokowana jej zachowaniem. German był podobnego zdania co ja, bo zdziwienie tak samo malowało się na jego twarzy. - Nie wiesz nawet jak się cieszę, że cię widzę. O matko... - w końcu mnie puściła, jednak złapała moje dłonie. - Byłam wściekła, że nie zadzwoniłaś w święta, nawet sama nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Byłam strasznie zła na ciebie za to, ale Casandra, ona była bardzo smutna. Nie mogłam znieś tego i jeszcze bardziej wkurzyłam się na ciebie. Obiecałam sobie, że jak tylko cię spotkam to uduszę gołymi rękoma. A teraz jestem zła, że nie wiedziałam, że jesteś w szpitalu... - nadawała jak najęta. Nie wiedziałam jak tą kobietę powstrzymać i przymknąć, by dojść do słowa. German widocznie też. - Dobrze, że nic strasznego ci się nie stało. Kolejny raz bym tego nie zniosła. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. 
- Ale... - już chciałam coś powiedzieć, jednak nie dano dojść mi do głosu. 
- Żadnych ale. Muszę ci tyle opowiedzieć. Nawet nie wiem od czego zacząć - zaśmiała się. - Aaa... - zwróciła się do Germana. - Jakby ktoś z ochrony się tu gdzieś kręcił, spław go łaskawie. Co za szpital, nie mogłam tak po prostu cię odwiedzić, Angie. Musiałam biegać po nim całym by cię znaleźć! - wyrzuciła ręce w górę z oburzenia.  
- A jakby chciała pani łaskawie wiedzieć - odezwał się German. - właśnie przed takimi osobami, jak pani, jest ten zakaz odwiedzin założony. Angie potrzebuje spokoju a nie ruchu jak supermarkecie podczas przeceny  - wstał i złapał kobietę za ramię. - a teraz pokażę pani gdzie jest wyjście 
- Co? Nie! - wyszarpnęła się mu i stanęła w pozycji jakby do walki. - Angie, zrób coś! Pozwolisz mu mnie tak traktować?! 
- Ja cię nie znam, przykro mi - szepnęłam. Na twarzy kobiety wściekłość zmieniła się w ogromne zdziwienie, a później w rozbawienie.  
- Ha ha... Bardzo śmieszne. Boki zrywać! Przestań się tak bawić, bo już za stare na to jesteśmy. 
- Niestety, ale mówię prawdę. 
- Angie, to ja, Pati, twoja najlepsza przyjaciółka - rzekła bezradnie.  
- Nie pamiętam cię - rzuciłam.  
- Jak to nie pamiętasz? - zdziwiła się. Spojrzała najpierw na mnie, później na Germana. - Czemu ona mnie nie pamięta? 
- Angie ma amnezję - odparł po dłuższej chwili. 
- Amnezję? - zszokowała kobietę ta wiadomość. 
- German - zwróciłam się do mężczyzny. Ruchem dłoni przywołałam go do siebie i szepnęłam mu na ucho : - Zostaw mnie z nią samą. 
German spojrzał na mnie uważnie rozważając moją prośbę.  
- Dobrze - rzekł, cmoknął mnie w policzek i wyszedł z sali. 
- O matko... Ale on cię kocha - szepnęła kobieta siadając obok mnie na łóżku. - W końcu ci się ułożyło z facetami.  
Potrząsnęłam głową. Nie rozumiałam o czym ona gada. 
- Poczekaj, kim ty jesteś? - spytałam uciszając kobietę dłonią. 
- Ooo... No tak. Jestem Patricia Marcela Farione, twoja najlepsza przyjaciółka.  
- Przyjaciółka? - zdziwiłam się lekko. Ale też i w głębi serca się ucieszyłam. Może ona zna odpowiedzi na niektóre pytania? - Chwila, masz na imię Patricia? - zorientowałam się po chwili.  
Yyy... Noo tak, ale mów mi Pati, jak dawniej. 
Nagle przypomniałam sobie o tym śnie, koszmarze. Ona była podobna. I to bardzo. Niech to nie będzie ona, niech to nie będzie wszystko prawdą, pomyślałam nerwowo. 
- Jak dawniej - powtórzyłam beznamiętnie. - Nie da się cofnąć do tego co było.  
- Angie co ty pleciesz? - warknęła. Jednak szybko się uspokoiła. - Angie, nie martw się! Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
Patrzyłam na nią, ale nie widziałam kobiety, która co przed minutami wbiegła do mojej sali. Widziałam tą samą Patricie, która pochylała się nade mną w koszmarze, która mówiła, że wszystko będzie ok. 
- Nieee... - szepnęłam zasłaniając dłonią usta. - To nie jest prawda, ty nie istniejesz! To wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. Mam jakieś chore halucynacje, nic więcej. Zaraz się położę, zasnę, a jak się obudzę to ty znikniesz i... i całe to wszystko.  
Położyłam się i próbowałam zasnąć. 
- Angie, co ty wyprawiasz? - oburzyła się. - Ja tu JESTEM. 
- Nie, nie, nie... - zaprzeczałam. - Ty nie istniejesz, tak samo jak Gery, Oliver, Alex czy Dante. Wy jesteście tylko wytworami mojej wyobraźni. Nic więcej. 
- Skąd wiesz o nich? - twarz Patrici przedstawiała jeden wielki szok. 
- Skąd? - zapytałam jak głupia. 
- Nie udawaj idiotki - Patricia praktycznie do mnie doskoczyła i złapała mocno moje ramiona. Potrząsnęła mną aż prawie zobaczyłam gwiazdy. - Ja ci o nich ani słowem nie wspomniałam, a nikt tu, w Argentynie, nie słyszał o nich. Nawet German nie wie o nich nic. Skąd wiesz? - nagle otworzyła oczy sprawiając, że wydawały się one dwa razy większe niż były w rzeczywistości. - Przypomniałaś sobie coś? Pamiętasz coś.  
- Puść mnie - szepnęłam.  
- Nie, dopóki mi nie powiesz co wiesz. Jestem upartą osobą i łatwo się nie poddam. Tym bardziej , że musisz wrócić szybciej niż ci się wydaje. 
- Czemu? Dlaczego? - dopytywałam. Na szczęście mnie już puściła. - Co wy wiecie, czego mi nie chcecie zdradzić?  
- Angie, ty to sama wiesz i potrafisz z tym żyć, bez problemów czy wyrzutów sumienia. Ja nie chcę być tą osobą, która musi zadać ci cios prosto w serce, byś poznała całą prawdę. A teraz jak na najświętszej spowiedzi, mów co wiesz! 
- A nie sądzisz, że szybciej bym do was wróciła, gdybyście mi pomogli, opowiadając o wszystkim, bez pomijania ważniejszych szczegółów? Bez tego perfidnego okłamywania! - wrzasnęłam. Byłam już mocno wkurzona tą całą sytuacją. Tym wszystkim co tu się dzieję. Tym ciągłym ukrywaniem prawdy! 
- Ja ci tego nie powiem prosto w twarz! Nie zamierzam być odpowiedzialna za to wszytko co może się po tym wydarzyć! Zniszczysz sobie życie i to przeze mnie, bo ci powiem całą prawdę! Nie zamierzam tego robić, ponieważ wiem ile cię kosztowało to wszystko co masz, co masz teraz na wyciągnięcie ręki. Więc bądź miła, i MÓW skąd znasz Gery, Oliver'a, Alex'a i Dante'go?! 
- Pocałuj mnie gdzieś - syknęłam. 
- Nie, dzięki - zrobiłam krzywą minę. Potarła twarz dłońmi. - Dobra, zróbmy tak: Ty mi powiesz skąd o nich wiesz, a ja ci... ja ci opowiem a jednej, jednej - podkreśliła. - z tych osób. O kim ty decydujesz - zaproponowała.  Hm... Jakby się tak zastanowić to miało nawet sens. Jeżeli jakiś sens ma zawieranie kompromisów we śnie.  
- Dobrze - zgodziłam się. - Ale ty mówisz pierwsza - dodałam szybko. 
- O nieee... Ty zaczynasz. Skąd ich pamiętasz?  
- Nie. Ty to zaproponowałaś, więc ty mówisz pierwsza - upierałam się. Jednak Patricia nie dała się przekonać po licznych próbach. Nie odstępowała od swego. To mi przypadło ulec jej.  
- Dobra, dobra - westchnęłam. - Miałam taki jakby sen, okej? I tam padły te imiona. 
- Sen? - zdziwiła się. 
- Raczej koszmar - mruknęłam pod nosem. 
- Mogłabyś opowiedzieć mi o nim - poprosiła. 
- Pewnie, co mi tam szkodzi. Wy i tak nie istniejecie. A to że będzie mnie męczył przez to jeszcze trochę, to nic wielkiego. Przebudzę się tylko kilka razy w nocy z krzykiem i łzami. A co mi tam - mówiłam szybko. - Wiesz, nigdy nie myślałam, że może mi się przyśnić coś tak strasznego. I co dziwne, za każdym razem jak mi się on śni, jest taki sam. Dzieje się to samo. Stacja benzynowa, małe zakupy, trup na zapleczu, a później Gery i Alex w kałuży własnej krwi, bo jakiś trzech gości musiało pozbyć się świadków. Dziwne, bo ja nigdy nie ginę - mówiłam nie patrząc się na kobietę. Jednak gdy spojrzałam na nią, jej twarz była prawie biała. - Wszystko w porządku?  
- Yyy... - przełknęła głośno ślinę. - Tak, tak... Wiesz, zszokowałaś mnie... tym. 
Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam co nawet powiedzieć. 
- Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś, choć wiem, domyślam się, że to nie było łatwe. Ale ja dotrzymuję umowy - zrobiła pauzę. - Więc kogo chcesz bym ci przybliżyła? 
Chciałabym o każdym coś usłyszeć, ale umowa to umowa. I chyba wiedziałam, o kim chcę usłyszeć. 
- Dante'go.  
- Dante'go? Czemu właśnie jego? Może chcesz kogoś innego? - dopytywała nerwowo. 
- Nie, chcę poznać Dante'go - upierałam się.  
- Ok. Dante... Hm... Wypadałoby gdybym na początek powiedziała o nim coś miłego, pozytywnego. Jednak nie mogę, przykro mi - wstała i podeszła do okna. - Zapamiętałam go niestety tylko od tych złych stron. 
- Naprawdę taki był? 
- Jaki? Zły? Nie wiem. Może to robił, bo nie umiał inaczej. Ale wiem jedno. Bardzo go kochałaś - zerknęła na mnie przez ramię. - Pokochałaś go od razu, ofiarowałaś mu czystą miłość, nie żądając niczego innego. 
- A on? Kochał mnie?  
- Mówił, że tak. Ale nie wiem czy nie kłamał. Nie chcę byś pomyślała, że specjalnie tak mówię czy coś. Dante bardzo cię skrzywdził. Zniknął kiedy najbardziej go potrzebowałaś. I nigdy się nie doczekałaś od niego słowa przepraszam.  
- Co takiego zrobił?  
- Nie - warknęła wręcz. - Nic więcej ci nie powiem. On jest raną, której się nie rozdrapuje. A tym bardziej ja nie będę jej rozdrapywać. O nim trzeba zapomnieć i nie wracać do tego. 
- Tylko, że czy tego chcesz czy nie, jest on częścią mojej przeszłości. Wróci w wspomnieniach. 
- Wróci, ale... - zacięła się jakby. 
- Ale co? Będę pamiętała co mi zrobił i nie będziesz musiała się martwić czy mnie skrzywdzisz?  
- Nie, to nie tak - zaprzeczyła Patricia szybko. 
- Nie? A jak?  
Nie odpowiedziała.  
- Właśnie. Największym teraz winowajcą jest ten człowiek, który mnie tu wysłał. Celowo czy przez przypadek, on, kimkolwiek jest, jest winny. I to ta osoba mnie skrzywdziła. To przez nią cierpię, i będę cierpiała jeszcze nie jeden dzień. Nie bądź taka jak German - błagałam. - Nie każ mi się błagać w nieskończoność aż wreszcie nie wytrzymasz.  
- Przykro mi. Nie mogę - szepnęła i szybko wyszła trzaskając drzwiami. Warknęłam zła. Czemu oni w nieskończoność wszystko przede mną ukrywają. Przecież prawda zawsze wyjdzie na jaw. Nie wiedzą tego?  
- I jak rozmowa? - spytał German wchodząc do sali. Usiadł obok mnie i objął ramieniem. 
- Nie poszła po mojej myśli, można by rzec - odparłam beznamiętnie. 
- Ale dowiedziałaś się czegoś? 
- Szczerze to nie wiem. Chyba nie zadałam takich pytań jakie powinny paść. Nie zdążyłam. Tak po prostu. To ona ustalała sobie, na które pytanie odpowie, które przemilczy, a mi to musi wystarczyć - zerknęłam na niego. - Czemu mi to robicie? 
- Ale co? 
- Ukrywacie prawdę. Omijacie tych gorszych tematów. Nie jestem przecież pięcioletnim dzieckiem. Wszystko rozumiem i nie trzeba mi tego tłumaczyć. 
- Ja... - przejechał dłonią po włosach. - Ja po prostu nie chcę byś cały czas cierpiała. Domyślam się jak się czułaś na początku, po wybudzeniu chwilę. To był szok. Czysty szok na twojej twarzy. Nie chcę go zobaczyć po raz kolejny.  
 - Ale... 
- Ale co?  Angie nie ma żadnego ale.  
- Może dla ciebie nie ma! - warknęłam zła. - Ale dla mnie jest. I będzie za każdym razem kiedy spróbujesz coś ukryć przede mnąObiecujęże zrobię wszystko by ci przeszkodzićpoznać prawdę i cokolwiek co będę musiała zrobić 
- Nie poddasz się - raczej stwierdził niż zapytał.  
- Nie. 
- To dobrze - westchnął. Nie zrozumiałam o co mu chodzi. 
- Dobrze? 
- Tak, ponieważ moja Angeles nigdy się nie poddaje - uśmiechnął się szeroko do mnie. Przytuliłam się do niego. 
- Będziesz przy mnie i mi pomożesz kiedy będę chciała się poddać? 
- Będę cały czas.  





******

WITAM!!!
Po takiej długiej przerwie, w końcu wymarzony rozdział.
Wróciłam, czy na stałe to jeszcze nie wiem, ale na jakiś czas tak.
Ten rozdział był pisany DAWNO, więc wybaczcie za wszystko co wyłapaliście.


Ściskam i przesyłam całuski - Sanna :*