poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 19


Zawsze nienawidziłam szpitali. Tak samo jak u wielu osób i u mnie budziły lęk i strach. Choć nie wiedziałam czemu, nie podobało mi się to miejsce. Niby występowały kolory, dla mnie to wszystko było czarno-białe. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie mogłam wyjść na dwór czy nawet podejść do okna. Byłam przykuta do łóżka szpitalnego, i jedyne co, to musiałam być cierpliwa i czekać.
„Czekać” – nie wiedząc na co.
To poddanie się niewiadomej. Tylko, że ja już byłam tą niewiadomą i chciałam się z tego wyrwać.
Po prostu.
Czekałam.

Dni strasznie mi się dłużyły. Ciągły się w nieskończoność. Minął chyba tydzień, a może nawet dwa, odkąd się wybudziłam. Wiedziałam pewnie, ale monotonność sprawiała, że zapominałam. Ale od kilku dni, codziennie, po południu przychodziła nastolatka o brązowych włosach i znajomych dla mnie oczach. Cały to czas powtarzała ile to dni minęło. Siedziała przy mnie dopóki jej brunet nie wyśle do domu. Na początku nic nie mówiła, jakby nie wiedziała co ma powiedzieć. ja też się nie odzywałam. Chciałam za wszelką cenę coś sobie przypomnieć. Przeszukiwałam najskrytsze zakamarki pamięci, jednak na marne. Dziewczyna z czasem zaczęła się otwierać i chwilami trudno ją było uciszyć. Mówiła praktycznie o wszystkim. Często wspominała o swoim chłopaku – Leonie, o przyjaciółkach, o Ludmile, która utrudniała jej życie. Przytakiwałam i uśmiechałam się lekko. Nie miałam niestety pojęcia o kim mówi. Nawet nie wiedziałam kim ona jest. Nie chciałam jej tego mówić, bo by się źle poczuła. Jednak nie przyszło mi tak długo udawać.
Powoli budziłam się ze snu. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam z tym walczyć. Znowu trzymał moją prawą dłoń. To dziwne, był zawsze przy mnie, gdy się budziłam czy zasypiałam. Cały czas czuwał przy mnie. I nigdy na jego twarzy nie widziałam zmęczenia. Jakby był ze stali.
- Cześć tato – usłyszałam radosny głos brunetki.
- Cześć córciu – szepnął.
- Śpi jeszcze? – spytała siadając w końcu mego łóżka.
- Taaak – westchnął.
- Tato… - zaczęła po chwili ciszy. – czy Angie przy tobie też się tak dziwnie zachowuje?
- Co masz na myśli? – zdziwił się.
- Nooo…. Praktycznie nie mówi, jest taka nieobecna… tak jakby nie wiedziała o czym mówię. Jakby mnie nie znała – rzekła smutno brunetka.
- Widocznie tak jest – westchnął ciężko.
- Jak to? – podniosła głos. – Nie opowiedziałeś jej o niczym?
- Violu… ja próbowałem…
- Ty co?! – wstała. – Nic jej nie powiedziałeś! Nic nie wie o mnie, o tobie, o sobie! Nie ma bladego pojęcia kim jest!
- Violu… proszę, uspokój się… ja… ja próbowałem z nią rozmawiać. Wiele razy, ale to nic nie dawało. Nie chce mnie słuchać. Nikogo! Za wszelką cenę próbuje odciąć się od otaczającego ją świata – urwał na chwilę. – I się jej nie dziwię. Boi się – delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Nie drgnęłam, choć było to ciężkie. – Nie mówi tego, ale ja to wiem. Widać to po jej zachowaniu. Boi się zaufać, bo może zostać oszukana, wykorzystana. Ale ja wiem, że gdzieś tam w środku, gdzieś tam głęboko pamięta, pamięta kim ja, ty czy sama jest. Wie jak bardzo za nią tęsknimy. Tylko musimy dać jej czas, by sama sobie zaufała. Tylko tyle, a później będzie już o wiele lepiej.
- A jak nie? A jak nie zaufa sobie ani nam, to co wtedy? – szepnęła bezradnie.
- Musimy myśleć pozytywnie. Jest silna. Życie wiele wyzwań postawiło przed nią i je pokonała. To też pokona, zobaczysz.
Zapadła dłuższa cisza niż zwykle. Nawet nie trzymał mnie za dłoń. Zdziwiłam się tym. Jednak byłam pewna, że są przy mnie, bo nie słyszałam by opuszczali salę.
- Tato, a może przejdziemy się wspólnie na małe śniadanko tu niedaleko?
- Nieee… nie słońce. Innym razem.
- Ale czemu? Przecież Angie śpi, a nas nie będzie jakieś pół godziny, czterdzieści minut. A przy okazji spędzimy trochę czasu razem.
- Violu – westchnął.
- No proszę…
- Hm.. dobrze… dobrze…
- Tak – ucieszyła się.
- Szybkie śniadanie – upomniał ją.
- Dobrze, dobrze – zaśmiała się nastolatka. W jej głosie słychać było ogromną radość.
- Śpij smacznie – usłyszałam przy uchu, a po chwili poczułam Jego usta na moim policzku.
- To na co masz ochotę? – usłyszałam jeszcze, zanim zatrzasnęły się drzwi. Powoli otworzyłam oczy. Byłam sama w Sali. Przyłożyłam dłoń do policzka, gdzie nie tak dawno spoczywały Jego usta. Czułam jakiś dziwny niedosyt. Ale czemu? Dlaczego pragnęłam czegoś więcej. Czego nie wiedziałam o sobie – czego nie pamiętałam.
Minęła minuta, dwie, trzy. Czas tak nagle jakby stanął. Spowolniał jeszcze bardziej. Czekałam aż wróci. Aż znowu złapie moją dłoń. Chciałam znów spojrzeć na niego ukradkiem, jak dotychczas. Niby wyszedł tylko na chwilę, ale bałam się, że nie przyjdzie już więcej. Nie wiem czemu, ale wolałam by był tu cały czas. Choć rzadko rozmawialiśmy.
Co się ze mną dzieje? Dlaczego gdy jest to chcę by sobie poszedł, a teraz gdy go nie ma, by był?
Nic nie rozumiałam.
Rozmasowałam sobie skroń. Głowa zaczynała mnie już boleć od tego myślenia. Spojrzałam na okno. Na zewnątrz była piękna pogoda, jak na tak wczesną porę. Chciałam tam być. Nagle wpadłam na pomysł by podejść do okna. Podciągnęłam się. zaczęłam odpinać od siebie kabelki. Maszyny piszczały, więc walnęłam je raz, dwa razy, ale to nic nie dawało, więc je olałam. Ściągnęłam nogi i powoli usiadłam na brzegu łóżka. Do okna miałam jakieś niecałe cztery metry. Kilka kroków. Spojrzałam na nogi. Gips strasznie ograniczał moje szanse by dojść.
Raz kozia śmierć, pomyślałam.
W chwili, w której chciałam stanąć drzwi od sali się otworzyły.
- Co pani robi?! – usłyszałam krzyk pielęgniarki, a po chwili była już obok mnie. – Czemu pani się podniosła? Ma pani przecież leżeć! Chce pani sobie zaszkodzić, czy co?
- … - chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam się wysłowić.
- Co też pani przyszło do głowy! – warknęła na mnie jak na małe dziecko. Ale jednak ma rację. Co mi przyszło do głowy. Jaki głupi pomysł. Nie myślałam nad skutkami tego co się może stać.
Nagle do sali wpadła pani Hooch.
- Co tu się dzieje? Czemu słychać panią na korytarzu? Dlaczego pani Angeles nie leży? Przecież jasno jest powiedziane, że…
- Wiem, wiem, ale jak już tu weszłam to tak siedziała… - zaczęła pielęgniarka.
- Dobrze, dobrze… - machnęła dłonią pani Hooch.- Może już pani iść – zwróciła się do pielęgniarki, która już po chwili zniknęła za drzwiami.
Pani Hooch podeszła i spojrzała się na mnie z politowaniem.
- Powie mi pani, co ci Angeles przyszło do głowy by wstawać? – spytała uprzejmie? przyjaźnie?
- Ja… tylko… przepraszam – szepnęłam i spuściłam głowę. – Miałam stosować się do pani zaleceń.
- Tak, to prawda. Ale musiał być jakiś powód, by złamać jedną z ważniejszych zasad? Nieprawdaż?
Pokiwałam głową, ale nic więcej nie powiedziałam. Pomysł był głupi, a ja się tylko wygłupiłam.
- Ale co ustaliłyśmy na temat odpowiedzi. Nie kiwamy tylko głową, ale mówimy pełnymi zdaniami – zaśmiała się.  – Ale jeśli pani nie chce mówić, to nie. Pomogę pani się położyć i pójdę już.
- Nie – zawołałam. – To znaczy… mogłabym prosić panią o małą przysługę? – zerknęłam na kobietę. Nie widząc sprzeciwu, kontynuowałam. – No… bo… jest taka ładna pogoda… A ja nawet nie wiem jak wygląda miejsce gdzie mieszkam, żyję… - urwałam. Nieee…. To było nie możliwe, ona się nie zgodzi.
- I co w związku z tym?
- No… bo… chciałabym wyjrzeć z okna – szepnęłam szybko.
- Wyjrzeć z okna? – zdziwiła się. Nie dziwiłam się. To było strasznie głupie.
- Tak… No bo raczej na spacer wyjść jeszcze nie mogę? – zaśmiałam się lekko.
- Hee… To jeszcze musi zaczekać, ale do okna może pani podejść.
- Naprawdę?
- Tak – odparła. – I tak długo pani wytrzymała tak przykuta do łóżka – rzekła z podziwem. Pogłaskała mnie po ramieniu. – Pójdę tylko po wózek inwalidzki.
Uśmiechnęła się i wyszła z Sali. Wróciła po jakiś pięciu minutach. Ale nie sama. 





******
Hola, holaaa...
Coś nie wyszedł mi ten rozdzialik, moim zdaniem :/
Kto to mógł przyjść?? 
Macie swoje podejrzenia?
Czekacie cierpliwie na BESO germangie?
Czy podobnie jak ja byście udusiły parottę? 


Kocham ten gif ^^  <3

Ściskam - Sanna ;)

Ps. Od niedawna możecie też mnie śledzić na tt  >  @jusiwaniak