Zawsze nienawidziłam szpitali. Tak samo jak u wielu osób i u
mnie budziły lęk i strach. Choć nie wiedziałam czemu, nie podobało mi się to
miejsce. Niby występowały kolory, dla mnie to wszystko było czarno-białe. A
najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie mogłam wyjść na dwór czy nawet
podejść do okna. Byłam przykuta do łóżka szpitalnego, i jedyne co, to musiałam
być cierpliwa i czekać.
„Czekać” – nie wiedząc na co.
To poddanie się niewiadomej. Tylko, że ja już byłam tą
niewiadomą i chciałam się z tego wyrwać.
Po prostu.
Czekałam.
Dni strasznie mi się dłużyły. Ciągły się w nieskończoność.
Minął chyba tydzień, a może nawet dwa, odkąd się wybudziłam. Wiedziałam pewnie,
ale monotonność sprawiała, że zapominałam. Ale od kilku dni, codziennie, po
południu przychodziła nastolatka o brązowych włosach i znajomych dla mnie
oczach. Cały to czas powtarzała ile to dni minęło. Siedziała przy mnie dopóki
jej brunet nie wyśle do domu. Na początku nic nie mówiła, jakby nie wiedziała
co ma powiedzieć. ja też się nie odzywałam. Chciałam za wszelką cenę coś sobie
przypomnieć. Przeszukiwałam najskrytsze zakamarki pamięci, jednak na marne.
Dziewczyna z czasem zaczęła się otwierać i chwilami trudno ją było uciszyć.
Mówiła praktycznie o wszystkim. Często wspominała o swoim chłopaku – Leonie, o
przyjaciółkach, o Ludmile, która utrudniała jej życie. Przytakiwałam i
uśmiechałam się lekko. Nie miałam niestety pojęcia o kim mówi. Nawet nie
wiedziałam kim ona jest. Nie chciałam jej tego mówić, bo by się źle poczuła. Jednak
nie przyszło mi tak długo udawać.
Powoli budziłam się ze snu. Nie chciałam tego, ale nie
potrafiłam z tym walczyć. Znowu trzymał moją prawą dłoń. To dziwne, był zawsze
przy mnie, gdy się budziłam czy zasypiałam. Cały czas czuwał przy mnie. I nigdy
na jego twarzy nie widziałam zmęczenia. Jakby był ze stali.
- Cześć tato – usłyszałam radosny głos brunetki.
- Cześć córciu – szepnął.
- Śpi jeszcze? – spytała siadając w końcu mego łóżka.
- Taaak – westchnął.
- Tato… - zaczęła po chwili ciszy. – czy Angie przy tobie
też się tak dziwnie zachowuje?
- Co masz na myśli? – zdziwił się.
- Nooo…. Praktycznie nie mówi, jest taka nieobecna… tak
jakby nie wiedziała o czym mówię. Jakby mnie nie znała – rzekła smutno
brunetka.
- Widocznie tak jest – westchnął ciężko.
- Jak to? – podniosła głos. – Nie opowiedziałeś jej o
niczym?
- Violu… ja próbowałem…
- Ty co?! – wstała. – Nic jej nie powiedziałeś! Nic nie wie
o mnie, o tobie, o sobie! Nie ma bladego pojęcia kim jest!
- Violu… proszę, uspokój się… ja… ja próbowałem z nią rozmawiać.
Wiele razy, ale to nic nie dawało. Nie chce mnie słuchać. Nikogo! Za wszelką
cenę próbuje odciąć się od otaczającego ją świata – urwał na chwilę. – I się
jej nie dziwię. Boi się – delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Nie drgnęłam,
choć było to ciężkie. – Nie mówi tego, ale ja to wiem. Widać to po jej
zachowaniu. Boi się zaufać, bo może zostać oszukana, wykorzystana. Ale ja wiem,
że gdzieś tam w środku, gdzieś tam głęboko pamięta, pamięta kim ja, ty czy sama
jest. Wie jak bardzo za nią tęsknimy. Tylko musimy dać jej czas, by sama sobie
zaufała. Tylko tyle, a później będzie już o wiele lepiej.
- A jak nie? A jak nie zaufa sobie ani nam, to co wtedy? –
szepnęła bezradnie.
- Musimy myśleć pozytywnie. Jest silna. Życie wiele wyzwań
postawiło przed nią i je pokonała. To też pokona, zobaczysz.
Zapadła dłuższa cisza niż zwykle. Nawet nie trzymał mnie za
dłoń. Zdziwiłam się tym. Jednak byłam pewna, że są przy mnie, bo nie słyszałam
by opuszczali salę.
- Tato, a może przejdziemy się wspólnie na małe śniadanko tu
niedaleko?
- Nieee… nie słońce. Innym razem.
- Ale czemu? Przecież Angie śpi, a nas nie będzie jakieś pół
godziny, czterdzieści minut. A przy okazji spędzimy trochę czasu razem.
- Violu – westchnął.
- No proszę…
- Hm.. dobrze… dobrze…
- Tak – ucieszyła się.
- Szybkie śniadanie – upomniał ją.
- Dobrze, dobrze – zaśmiała się nastolatka. W jej głosie
słychać było ogromną radość.
- Śpij smacznie – usłyszałam przy uchu, a po chwili poczułam
Jego usta na moim policzku.
- To na co masz ochotę? – usłyszałam jeszcze, zanim
zatrzasnęły się drzwi. Powoli otworzyłam oczy. Byłam sama w Sali. Przyłożyłam
dłoń do policzka, gdzie nie tak dawno spoczywały Jego usta. Czułam jakiś dziwny
niedosyt. Ale czemu? Dlaczego pragnęłam czegoś więcej. Czego nie wiedziałam o
sobie – czego nie pamiętałam.
Minęła minuta, dwie, trzy. Czas tak nagle jakby stanął.
Spowolniał jeszcze bardziej. Czekałam aż wróci. Aż znowu złapie moją dłoń.
Chciałam znów spojrzeć na niego ukradkiem, jak dotychczas. Niby wyszedł tylko
na chwilę, ale bałam się, że nie przyjdzie już więcej. Nie wiem czemu, ale
wolałam by był tu cały czas. Choć rzadko rozmawialiśmy.
Co się ze mną dzieje? Dlaczego gdy jest to chcę by sobie
poszedł, a teraz gdy go nie ma, by był?
Nic nie rozumiałam.
Rozmasowałam sobie skroń. Głowa zaczynała mnie już boleć od
tego myślenia. Spojrzałam na okno. Na zewnątrz była piękna pogoda, jak na tak
wczesną porę. Chciałam tam być. Nagle wpadłam na pomysł by podejść do okna.
Podciągnęłam się. zaczęłam odpinać od siebie kabelki. Maszyny piszczały, więc
walnęłam je raz, dwa razy, ale to nic nie dawało, więc je olałam. Ściągnęłam
nogi i powoli usiadłam na brzegu łóżka. Do okna miałam jakieś niecałe cztery
metry. Kilka kroków. Spojrzałam na nogi. Gips strasznie ograniczał moje szanse
by dojść.
Raz kozia śmierć, pomyślałam.
W chwili, w której chciałam stanąć drzwi od sali się
otworzyły.
- Co pani robi?! – usłyszałam krzyk pielęgniarki, a po
chwili była już obok mnie. – Czemu pani się podniosła? Ma pani przecież leżeć! Chce
pani sobie zaszkodzić, czy co?
- … - chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam się
wysłowić.
- Co też pani przyszło do głowy! – warknęła na mnie jak na
małe dziecko. Ale jednak ma rację. Co mi przyszło do głowy. Jaki głupi pomysł. Nie
myślałam nad skutkami tego co się może stać.
Nagle do sali wpadła pani Hooch.
- Co tu się dzieje? Czemu słychać panią na korytarzu? Dlaczego
pani Angeles nie leży? Przecież jasno jest powiedziane, że…
- Wiem, wiem, ale jak już tu weszłam to tak siedziała… -
zaczęła pielęgniarka.
- Dobrze, dobrze… - machnęła dłonią pani Hooch.- Może już
pani iść – zwróciła się do pielęgniarki, która już po chwili zniknęła za
drzwiami.
Pani Hooch podeszła i spojrzała się na mnie z politowaniem.
- Powie mi pani, co ci Angeles przyszło do głowy by wstawać?
– spytała uprzejmie? przyjaźnie?
- Ja… tylko… przepraszam – szepnęłam i spuściłam głowę. –
Miałam stosować się do pani zaleceń.
- Tak, to prawda. Ale musiał być jakiś powód, by złamać
jedną z ważniejszych zasad? Nieprawdaż?
Pokiwałam głową, ale nic więcej nie powiedziałam. Pomysł był
głupi, a ja się tylko wygłupiłam.
- Ale co ustaliłyśmy na temat odpowiedzi. Nie kiwamy tylko
głową, ale mówimy pełnymi zdaniami – zaśmiała się. – Ale jeśli pani nie chce mówić, to nie. Pomogę
pani się położyć i pójdę już.
- Nie – zawołałam. – To znaczy… mogłabym prosić panią o małą
przysługę? – zerknęłam na kobietę. Nie widząc sprzeciwu, kontynuowałam. – No…
bo… jest taka ładna pogoda… A ja nawet nie wiem jak wygląda miejsce gdzie
mieszkam, żyję… - urwałam. Nieee…. To było nie możliwe, ona się nie zgodzi.
- I co w związku z tym?
- No… bo… chciałabym wyjrzeć z okna – szepnęłam szybko.
- Wyjrzeć z okna? – zdziwiła się. Nie dziwiłam się. To było
strasznie głupie.
- Tak… No bo raczej na spacer wyjść jeszcze nie mogę? –
zaśmiałam się lekko.
- Hee… To jeszcze musi zaczekać, ale do okna może pani
podejść.
- Naprawdę?
- Tak – odparła. – I tak długo pani wytrzymała tak przykuta
do łóżka – rzekła z podziwem. Pogłaskała mnie po ramieniu. – Pójdę tylko po
wózek inwalidzki.
Uśmiechnęła się i wyszła z Sali. Wróciła po jakiś pięciu
minutach. Ale nie sama.
******
Hola, holaaa...
Coś nie wyszedł mi ten rozdzialik, moim zdaniem :/
Kto to mógł przyjść??
Macie swoje podejrzenia?
Czekacie cierpliwie na BESO germangie?
Czy podobnie jak ja byście udusiły parottę?
Kocham ten gif ^^ <3
Ściskam - Sanna ;)
Ps. Od niedawna możecie też mnie śledzić na tt > @jusiwaniak