piątek, 22 maja 2015

Rozdział 23


Przewracałam się już kolejny raz. Zdenerwował mnie. Bardzo zdenerwował. A teraz to nawet nie wraca. Co on sobie myśli, co? Nie będzie mnie okłamywał, ukrywał prawdy! Nie jestem żadną marionetką. Mijała już kolejna godzin odkąd wyszedł. Z każdą minutą moja obawa o to, że nie wróci, wzrastała. Obawiałam się już najgorszego. On mnie znał, widocznie bardzo dobrze. Był kluczem do moich wszystkich pytań. Musi przyjść, musi wrócić.
Nagle drzwi się otworzyły. Od razu spojrzałam w tamtą stronę. Do sali weszła pani Hooch. Uśmiechała się od ucha do ucha.
- Jak się miewamy? - zapytała radośnie. Burknęłam przekleństwo pod nosem i nic nie odpowiedziałam. - Oj, chyba nie mamy humorku - stwierdziła podchodząc bliżej. Zaczęła przeglądać jakieś kartki. - Mam już niektóre wyniki badań - pokazała na trzymane papiery. - Jak na razie, wszystko dobrze.
- Dobrze - rzuciłam od niechcenia. Kobieta spojrzała na mnie uważnie obserwując.
- Coś się stało - stwierdziła bardziej, niż zapytała. - Mów - poleciła siadając obok mnie.
- Nie chcę z nikim rozmawiać - prócz  z Germanem, dodałam w myślach. Musiał mi wszystko powiedzieć. Wszystko co wiedział.
- Ale zawsze lepiej jest się wyżalić, niż trzymać to wszystko dla siebie. A może znajdziemy na ten problem  rozwiązanie - uśmiechnęła się zachęcająco. Tylko co ja mogłam jej powiedzieć. Śniła mi się śmierć dwóch osób, nic nie pamiętam, a osoba która mnie zna, lub przynajmniej znała nie chce mi odpowiedzieć na ważne pytania.
- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się próbując tym ją bardziej przekonać do prawdziwości moich słów.
- Dobrze. Jak nie chcesz ze mną mówić, to może chcesz o tym pomówić z panią psycholog? Ona bardziej ci pomoże i doradzi.
Nie! Psycholożka odpada!
- Dam sobie na razie sama radę.
- Mam nadzieję - szepnęła. Wstała powoli myśląc o czymś. - Ale podeślę ją do ciebie za parę dni. Datę jeszcze ustalimy jak przyjdzie pan Castillo - rzekła i szybko opuściła salę. Nawet nie zdążyłam zaprotestować.
- Nie, nie, nie - powtarzałam. Pięścią uderzyłam w łóżko. - Czemu oni wszyscy za mnie podejmują decyzje?! - warknęłam zła. Miałam już tego lekko dość. Wszystko wszystkim, ale to się zaczynało robić denerwujące. Nie jestem żadna marionetką w ich dłoniach. Nie mogą mnie traktować jak mała dziewczynkę. German, pani Hooch, kto następny?! - Nie jestem żadna marionetką! - warknęłam w tym samym czasie jak uchyliły się drzwi. Przez szparkę dostrzegłam postać mężczyzny. Był odwrócony tyłem rozmawiając z kimś na korytarzu, jednak poznałam, że to German. Może po głosie, a może po posturze. Poczułam jakby ulgę na sercu. Jakby ktoś zdjął z niego ciężki kamień. 
Przyszedł.
- Tak, tak, tak... Dobrze. Dziękuję - usłyszałam jego głos, a po chwili już szedł powoli w moją stronę. Momentalnie się odwróciłam do niego plecami i próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Zacisnęłam mocno powieki. Go tu nie ma, powtarzałam sobie. Żadnej gwałtownej reakcji. Usiadł obok mnie na łóżku i delikatnie pogładził moje włosy.
- Angie... - szepnął. Dopiero teraz spostrzegłam, że powstrzymuję łzy. Ciężkie to było, jednak nie chciałam pokazać mu, że jestem słaba.
- Angie... - znów powtórzył. - Odwróć się - poprosił. Zaprzeczyłam nerwowo głową i się nie odzywałam. - Hm... - westchnął i obszedł naokoło łóżko. Usiadł ponownie obok mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechał się lekko. Stłumiłam przekleństwa, które przynosiła mi ślina na język. Odwróciłam się na drugi bok. German jednak złapał mnie za gips na lewej ręce i pociągnął do siebie. - Nie będziesz się ode mnie odwracała.
Wystraszona spojrzałam w jego oczy. Było w nich coś naprawdę dziwnego, coś czego nie było wcześniej. Złość? Gniew? Nienawiść? Nie wiedziałam. Pierwszy raz to u niego widziałam.
- Ałaaa... - jęknęłam. - To boli.
- Nie odwracaj się ode mnie - syknął przez zęby. Złość. To było w jego oczach. Oddech miałam strasznie nierówny, urywany. Serce pompowało krew o wiele wiele szybciej.
- Zostaw mnie - szepnęłam bezradnie. Czułam, że tracę panowanie nad swoim ciałem. Przed oczami przeleciały mi sceny i postacie z dzisiejszego koszmaru. German nagle mnie puścił i energicznie podszedł do okna.
- Co ja wyprawiam?! - warknął zły. Przeczesał mocno włosy i oparł się dłońmi o parapet. Coś do siebie mamrotał, ale bardzo niewyraźnie, nie mogłam usłyszeć. Zaczął krążyć po sali, ciągając się za włosy jakby chciał je wyrwać. Uważnie go obserwowałam, bałam się, że sobie coś zrobi. Tu, przy mnie.
- German? - mruknęłam cicho. Brunet od razu spojrzał się na mnie. Najpierw jego oczy wyrażały gniew, na siebie, potem lekkie zdezorientowanie, aż przeszły na smutek. Kontrolowałam każdy mały ruch, każdy mały gest wykonany w moją stronę. Usiadł obok mnie, tak samo jak przyszedł, i wziął moją twarz w dłonie.
- Przepraszam - szepnął i ucałował czubek mojej głowy. - Nie chciałem sprawić ci bólu. Wybacz mi, Angeles.
Byłam lekko tym wszystkim oszołomiona. Ledwo co przed chwilą był zły, wściekły, a teraz prosi mnie bym przyjęła przeprosiny. Powoli położyłam swoją dłoń na jego. Głośno wciągnęłam powietrze.
- Wybaczysz mi?
Nie potrafiłam jakoś racjonalnie myśleć. Niemrawo kiwnęłam tylko głową. Od razu German mnie wziął w ramiona i uwięził w mocnym uścisku.
- Przepraszam, przepraszam... - powtarzał w kółko. Westchnęłam rozbawiona jego zachowaniem.
- Możesz mnie puścić? - spytałam klepiąc bruneta lekko po plecach.
- Och... Oczywiście - uwolnił mnie z swoich ramion. - Wybacz - zrobił niewinną minkę. Uśmiechnęłam się momentalnie. Nie potrafiłam jakoś dłużej się na niego gniewać.
- Dobrze.



Stacja benzynowa. 
Mały sklep. 
Napastnicy. 
Ból.
 Krew. 
Śmierć. 

W kółko powtarzały się te obrazy we śnie. Czasem były dalsze, a czasami bliższe. Raz rozmyte i niewyraźnie, a raz wyostrzone i dokładne. Koszmar powtarzał się codziennie. Trzy dni i trzy nieprzespane noce. Lekarze kazali mi wypoczywać, ale jak skoro nawet wyspać się nie mogłam. Oczywiście nikomu nie powiedziałam o tych snach. Próbowałam jak tylko mogłam grać przed wszystkimi, że wszystko jest dobrze. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy.
German znów siedział przy mnie gdy się przebudziłam. Udało mi się zdrzemnąć i nie śniło mi się nic. Jednak te kilka godzin zbyt wiele nie dały.
- Dzień dobry - szepnął German. Delikatnie ucałował czubek mojej głowy i znów zatopił spojrzenie we mnie.
- Cześć - rzekłam. Lekko się poprawiłam na łóżku. Dziś w końcu mieli zdjąć mi ten gips z ręki. Nie powiem, potrafił strasznie przeszkadzać i utrudniać życie. - Kiedy mają...? - pokazałam głową na gips.
- Dopiero po obiedzie.
Westchnęłam zniecierpliwiona.
- He... Szybko czas zleci, zobaczysz - próbował mnie pocieszyć. Jednak jakoś mu nie szło.
- Głodna trochę jestem - przyznałam po chwili. - Było już śniadanie?
- Tak - przyznał. - Ale zaraz coś ci skołuje do przegryzienia - uśmiechnął się promiennie i wyszedł z sali. Myślałam, że wróci za niedługą chwilę, ale on jak nie wracał tak nie wracał. Minęło już z dobre dwadzieścia minut. Przecież droga do automatu nie mogła trwać aż tyle. Gdy jednak wrócił, aż mnie zamurowało. W jednej dłoni trzymał nieduży koszyk wiklinowy, a w drugiej piękne kwiaty.
- Już jestem. Przepraszam, że tak długo - podszedł do mnie i wręczył mi kwiaty. Delikatnie ucałował mój policzek.
- Co to są za kwiaty? - spytałam zaciągając się przepięknym zapachem prezentu.
- Tulipany. Viola wybrała najładniejsze jakie były.
Spojrzałam na kwiaty ponownie. Naprawdę były piękne.
- Podziękuj jej ode mnie.
German kiwnął głową. Położył koszyk na brzegu łóżka i zaczął z niego wyciągać różne smakołyki.
- Co to? - spytałam zerkając na jedzenie.
- Mówiłaś, że jesteś głodna. Więc pomyślałem, że lepiej jak zjesz coś co nie pochodzi ze szpitalnej stołówki. Olga specjalnie dla ciebie to wszystko zrobiła. A uwinęła się bardzo szybko. Chyba nie czekałaś na mnie zbyt długo?
- Nie - pociągnęłam nosem. To było przemiłe z ich strony. Ja ich nie pamiętam a oni tak o mnie dbają. - Dziękuję - szepnęłam.
- To nie mi powinnaś dziękować, ale przekażę Oldze wyrazy podziękowania od ciebie.
Jedzenie było wyborne. Aż się nie dało, nie wsiąść dokładki.
- A teraz czas na deser.
- Nieee...! - zaśmiałam się. Byłam już tak najedzona, że nie musiałabym jeść przez kilka kolejnych dni. - Więcej nie zmieszczę.
- Och, dasz radę, Angie - zaśmiał się German i wyciągnął z koszyka nasz deser, którym okazały się być rogale. Od razu przed oczami stanął obraz koszmaru. Potrząsnęłam nerwowo głową i podziękowałam.
- Chcesz sprawić, że Olga się obrazi?
- Nieee... Po prostu nie jestem już głodna - uśmiechnęłam się delikatnie.
- To nie chodzi o to, że jesteś głodna czy też nie. Tylko o coś innego, racja? - spojrzał na mnie tym swym przenikliwym wzrokiem. Zaprzeczyłam ruchem głowy i spuściłam wzrok.
- Angie - szepnął. Złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę. Zmusił mnie do kontaktu wzrokowego. - Co się dzieje?
- Nic - zaprzeczyłam szybko. Zdecydowanie za szybko, bo wzbudziło to w Germanie podejrzenia.
- Czemu ukrywasz coś przed mną? - delikatnie złapał mnie za dłonie. - Myślisz, że tego nie widzę. Znam cię, wiem kiedy próbujesz mnie okłamać.
- German... Nic się nie dzieje, przysięgam.
- Mówisz jedno, a ja widzę drugie. Oczy cię zdradzają - delikatnie głaskał mój policzek. - Widzę w nich strach, przerażenie - oparł swoje czoło o moje. - Czego się boisz?
- Niczego.
- Nie wierzę ci - uśmiechnął się szeroko.
- Ale to prawda - upierałam się. Kłamstwo to nie jest właściwa droga, jednak nie potrafiłam wybrać innej. Westchnęłam. - Czemu ty jesteś taki pewny siebie?
German tylko zaśmiał się.
- Pewny siebie to nieeee... Ale tego jestem pewien.
- No to się mylisz - wyszczerzyłam szeroko zęby.
- Och Angeles - westchnął i objął mnie ramieniem. - Kocham Cię! 





******
No nie potrafiłam dalej pisać, gdy się kończy w takim słodkim momencie. 
Witam wg po trochę dłuższej przerwie... 
Nie będę się rozgadywać czemu to mnie nie było, bo to jest najmniej ważne w tym momencie...
Teraz najważniejsze jest to coś powyżej, czyli ROZDZIAŁ!!!
Liczę na wasze zwariowane komentarze i opinie, które zawsze potrafią podnieś na duchu i dodać weny podczas "kryzysu twórczego" 
No i mała dedykacja, dla osóbki, która teraz zwija się z bólu... Carolciu to ty sprawiłaś, że dziś to dodaję... Wiedz, że jestem Ci wdzięczna :* 
Zdrowiej mi taaaam...
Za jakiekolwiek błędy, przepraszam ;)

Całuski - Sanna :*