poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 24


Rehabilitacja ręki trwała dość długo i nie powiem, że nie, ale na początku była też bardzo bolesna. Z bólu potrafiłam aż płakać. Jednak z każdą chwilą było już coraz lepiej. Niedługo mieli mi zdjąć gips z nóg i wypisać ze szpitala. Wszystko byłoby pięknie  gdyby nie to, że German z panią Hooch uzgodnił bym miała jakieś durne spotkania z psycholożką. Nie wiem po co to i na co? Nie miałam zamiaru z nią rozmawiać o czymkolwiek. Jednak zostałam przyciśniętą do ściany i pozostawiona bez swojego  zdania. Chciałam czy też nie, Ana Isabel Fabregas będzie przychodzić do mnie na sesje.
- Dasz sobie radę, zobaczysz - zapewniał mnie German. - Przecież ona nie gryzie - zaśmiał się.
- Ona może nie, ale ja tak, i pogryzę cię jeśli tego nie odwołasz! - warknęłam pól żartem pół serio.
- Wierzę, że mnie tak bardzo kochasz i mnie oszczędzisz - złapał się teatralnie serca. Zebrało mu się na żarty.
Nie zdążyłam już nic odpowiedzieć, bo otworzyły się drzwi i do sali weszła Ana Isabel Fabregas. Utrapienie najbliższych dni, może tygodni.
- Dzień dobry - przywitała się z nami radośnie. - Panno Angeles - skinęła na mnie głową. - Panie Castillo - wyciągnęła dłoń do Germana. Ten jak przypadło na dżentelmena, wstał i uścisnął dłoń psycholożki i skinął lekko głową.
- Widocznie na mnie już pora - zauważył German.
- Nie - szepnęłam.
- Jak tylko skończycie, wrócę do ciebie - ucałował moje czoło i spojrzał mi prosto w oczy. - Przysięgam Angeles. Kocham cię - mruknął i szybko wyszedł z sali. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć czy jakkolwiek zareagować. On mnie po prostu za dobrze znał. Nawet lepiej niż ja sama siebie.
Zerknęłam na panią Fabregas. Usadowiła się w jednym z foteli przysuniętym bliżej mojego łóżka. Włosy miała idealnie ułożone, a strój sprawiał wrażenie jakby co wyprasowanego.
-  A więc? Jest coś co byś chciała sama powiedzieć, poruszyć sama jakiś temat?
- Nie mam zamiaru z panią rozmawiać - syknęłam. - To po pierwsze. A po drugie nie jesteśmy na ty.
- Racja. Nie jesteśmy na ty, ale nie sądzi pani, że tak lepiej prowadzić rozmowę.
- Widocznie pani mnie nie słucha, bo wyraźnie powiedziałam, że nie będę z panią rozmawiać - poprawiłam poduszki i z zaciętością wpatrywałam się w sufit. Przez dłuższą chwilę panowała absolutna cisza. Jednak przerwało ją uderzanie długopisem. Widocznie pani psycholog się lekko nudziło.
- Hmmm... - westchnęła. - Nie chce pani rozmawiać to nie. Będę miała więcej czasu na poprawienie makijażu - zaczęła poprawiać włosy. - Ciekawe czy uda mi się go poderwać - rozmyślała. Wyciągnęła z torebki pomadkę i przejechała nią po ustach. - A pani jak sądzi, mam jakieś szanse na kawę lub szybki lancz? - zwróciła się do mnie. Burknęłam przekleństwo niewyraźnie. Nie będę się bawić z nią w przyjacielskie pogaduszki.
- Myślę, to znaczy mam ogromną nadzieję, że uda mi się go namówić. Pan Castillo wydaje się być z tych typów co nie odmawiają pięknej kobiecie - mrugnęła porozumiewawczo.
Pan Castillo? German? O, nie! Nie, nie, nie.! Co ona mówi? Nie widziała, że dla Germana jestem ważna. Albo chociaż trochę ważna.
- Nie masz oczywiście nic przeciwko gdybyśmy się spotkali, prawda kochanieńka? - spytała zatroskana.
- Mam to gdzieś - syknęłam. Niech go tknie a nogi z dupy powyrywam.
- No bo między wami nic nie ma prawda? - ciągnęła dalej, jakby rozmawiałam sama ze sobą. - No raczej nie ma, inaczej byś coś powiedziała, sprzeciwiała się. A tu brak reakcji. Choć to dziwne, że mężczyzna na którym tobie nie zależy, przesiaduje tutaj z tobą.
- Co panią to wszystko obchodzi? To nie TWOJA sprawa!
- Jestem po prostu ciekawską osobą - uśmiechnęła się szeroko. - Przecież jesteście, podobno, zaręczeni. To jak to jest między wami? On cię kocham, i to bardzo mocno.
- Skąd niby pani to wie? - oburzyłam się. To nie jej sprawa. To jest tylko i wyłącznie sprawa moja i Germana.
- Nie trzeba być nie wiadomo kim, by zauważyć to. Pięcioletnie dziecko by zauważyło, że pan Castillo cię kocha. Czyżbym się myliła?
- Może i się pani nie myli, ale to jest bardziej skomplikowane niż się może wydawać - odparłam najbardziej spokojniej jak potrafiłam.
- No to może mi wyjaśnij. Mamy dużo czasu - już miałam jej przerwać i jeszcze raz wspomnieć, że nie będę jej się żalić, jednak mnie ubiegła. - Czemu uważasz TO za skomplikowane?
- Bo jest, i kropka - warknęłam.
- Przecież miłość to nie jest coś skomplikowanego.  Tylko my, ludzie, ją komplikujemy i za taką uważamy - rzekła uprzejmie. - Czemu uważasz to za skomplikowane skoro On cię kocha i ty go też.
- Heee... - westchnęłam. - Właśnie, German mnie niby kocha, a ja...
- Niby kocha? - zdziwiła się. Zmarszczyła zabawnie nos, że nie mogłam się nie zaśmiać. - Nie widzisz tej miłości jego do ciebie?
- Ja... On to tylko udaje - machnęłam lekceważąco dłonią i się obróciłam na drugi bok, plecami do pani psycholog.
- Czemu miałby udawać? - spytała. W jednej chwili pojawiła się z drugiej strony łóżka i przysiadła na jego skraju by patrzeć mi w oczy.
- By nie zrobić mi przykrości. Nie skrzywdzić. Nie  cierpieć - szepnęłam. - Nie chcę takiej miłości.
- Ha ha - zaśmiała się. Wręcz wybuchła śmiechem. - Lekarze zrobili ci pewnie wszystkie, odpowiednie badania po wypadku? Bo mi się wydaje, że chyba widocznie ominęli twoje oczy. Coś ci powiem w zaufaniu: German Castillo jest na zabój w tobie zakochany. Kocha cię i tylko ciebie. A mi, czy jakiejkolwiek innej kobiecie nie udałoby się zniszczyć takiej miłości.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Aż mnie wmurowały jej słowa. 
- Uwierz mi na słowo - spojrzała na mnie ze skosu. - Teraz tylko zależy, czy ty tą miłość akceptujesz i odwzajemniasz?
- Ja?
- Kochasz go czy nie? Krótka piłka. Jest tak albo nie.
- To... To skomplikowane - mruknęłam. - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ale powiedz. Boisz się sama przed sobą tego przyznać, czy przede mną?
- Nie chcę już rozmawiać, jestem zmęczona - ziewnęłam by być bardziej przekonująca.
- Przecież miłości nie musisz się wstydzić. Miłość to coś pięknego.
- NIE BĘDĘ O TYM ROZMAWIAĆ! - warknęłam zła. Zrzuciłam na głowę kołdrę i nie wychylałam się z poza niej dopóki do sali ktoś nie wszedł.
- Nie wiedziałem czy już skończyliście, ale chciałem przekazać Angie pewną wiadomość - szepnął German.
- Wygląda na to, że na dziś to już koniec - mruknęła pani Ana Isabel Fabregas. - Mogły pan później do mnie podejść. Chciałabym z panem chwilę porozmawiać.
- Dobrze, dobrze. Angie śpi? - spytał.
- Chyba zasnęła.
- To możemy teraz tak to porozmawiać. Nie chcę jej budzić. Od pewnego czasu jest taka niewyspana. Pani Hooch mówiła mi, że kilka pielęgniarek powiedziało jej jak Angie krzyczy w nocy przez sen.
- Ma koszmary?
- Taaak... Tylko nie chce się do nich przyznać. Unika tego tematu jak ognia.
Dobrze, że nie zauważyli, że wcale nie śpię. Przewróciłam się na drugi bok.
- Może porozmawiamy o tym za drzwiami. Nie chcę jej budzić .
- Tak, oczywiście.
I udali się za drzwi. Jednak Germana widocznie wolał zostawić drzwi uchylone bo nawet dobrze słyszałam ich rozmowę.
- Nie ma pan pomysłu, co może jej się śnić?
- Hmm... Angie miała dość ciężkie dzieciństwo, okres dojrzewania tak samo. To może być związane z wszystkim.
- No a takie najbardziej traumatyczne wspomnienie dla niej - naciskała pani Fabregas.
- Śmierć siostry, zapewne.
Siostry? Ja miałam siostrę? German nie wspominał mi o niej nic. Ani jednego słowa o niej. Nawet jak miała na imię.
- Mam do pana pewną prośbę.
O, nie. Przecież sama ta szmata mówiła, że nic nie rozdzieli mnie i Germana, a teraz chce się z nim umówić na kawę.
Nie słuchałam ich dłużej. Za dużo tego wszystkiego jak na jeden dzień.
Po chwili do sali wszedł German. Ułożył się koło mnie i przyciągnął do siebie. Chciałam mu się jakoś oprzeć, ale nie potrafiłam.
Czy to właśnie była moja miłość do niego? Ten taki brak kontroli nad sobą? Poddanie się mu w stu procentach?
- Jak ona miała na imię? - spytałam.
- Ooo... Nie śpisz już - zdziwił się lekko. - I jak, było aż tak źle?
- Jak miała na imię? - powtórzyłam.
- Ale kto? - zdziwił się German.
Czy on myślał, że może mnie dalej okłamywać? Oszukiwać? Ukrywać prawdę przede mną.
- Moja siostra - szepnęłam. German był tak zdziwiony jakby co zobaczył ducha.
- Skąd ci się to wzięło? - wyjąkał.
- Nie kłam! Słyszałam twoją rozmowę z panią Fabregas. Czemu nic mi o niej nie powiedziałeś? - warknęłam. W oczach miałam już łzy.
- Angie, przepraszam. Wiem, powinienem ci o niej wcześniej powiedzieć, ale jakoś nie wiedziałem kiedy.
- A miałeś zamiar mi o niej kiedykolwiek powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Po prostu nie chciałem byś dużo cierpiała. Ty i Maria byłyście bardzo zżyte.
- Maria...
- Tak. Tak właśnie miała na imię - przyznał.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić - spytałam z nadzieją.
- Tak, co tylko chcesz.
- Opowiedz mi wszystko o niej. O niej i o mnie - poprosiłam.
- Hm... Dobrze, zrobię to. Ale nie bądź zła czy zawiedziona. To jest już przeszłość, i tego nie zmienisz. Powiem ci wszystko co wiem.

I tak też German zrobił. Opowiedział mi wszystko o mojej siostrze. Mojej ukochanej Marii. Nie owijał w bawełnę, nie koloryzował. Zdał mi wielkie sprawozdanie o Marii. Mojej zmarłej siostrze a jego żonie. I to było chyba dla mnie najdziwniejsze. Maria była jego żona, a ja teraz jestem jego narzeczoną, co wiąże się, że kiedyś w dalekiej przyszłości mogę zająć jej miejsce. Ciekawe czy spodoba się to Violettcie? 





******
Witam, kłaniam się nisko. 
Wybaczcie TĄ przerwę, już wracam. 
Jutro do szkoły, przygotowani na powrót???
Pozdrawiam, i powodzenia w nowym roku szkolnym ;)
Trzymajcie za mnie kciuki, 1 klasa LO się przede mną kłania :P

Ściskam - Sanna :*