poniedziałek, 30 czerwca 2014

Jednorazówka : '' Moment za późno"

- To koniec. Rozumiesz, k o n i e c ! Zostaw mnie! - krzyknęłam na Germana.
- Nie dopóki nie powiesz mi o co ci chodzi? - czy on sobie ze mnie żartuje?! 
- O co mi chodzi? - zadrwiłam z niego - A kto się całował z J a c k i e ?
- Co? Ja się z nią nie całowałem!
- Nie rób z siebie głupka. Widziałam was. - miałam już dość z nim rozmawiać. - Myślałam, że jesteś inny. A ty chciałeś się tylko mną zabawić! - wrzasnęłam. Odwróciłam się na pięcie. Pobiegłam przed siebie. Przez chwilę słyszałam jeszcze Germana za plecami, ale udało mi się go zgubić. Po godzinie byłam już pod domem. Twarz miałam zapłakaną. Otworzyłam frontowe drzwi. Przekroczyłam próg. Odwiesiłam klucze. W domu było jakoś dziwnie cicho. Weszłam głębiej. Nikogo nie było?!
- Mamo! Tato! - krzyknęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza. Nagle z kuchni ktoś wyszedł. Był to chyba taty przyjaciel. Albo współpracownik. Nie wiem, rzadko go widywałam. Ubrany był w czarne, materiałowe spodnie i tego samego koloru marynarkę, pod którą miał białą koszulę. 
- Panienka Angeles. - zwrócił się do mnie.
- Taaak - odparłam - W czym mogę pomóc? Rodziców jeszcze nie ma. Jak co, to im przekażę. 
- Ja właściwie jestem tu w imieniu twoich rodziców.
- Jak to? Czy coś się im stało? - wystraszyłam się lekko.
- Nieee... Z nimi wszystko dobrze - urwał na chwilę - Twoi rodzice kazali mi przekazać, że...że nie przyjadą - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. To pewnie jest jakiś głupi kawał. Kiepski żart. 
- Pan sobie ze mnie żartuje? - spytałam nie dowierzając jego słowom - Moi rodzice obiecali mi, że będziemy świętować moje szesnaste urodziny razem. R a z e m, rozumie to pan! - warknęłam.
- Przykro mi, ale oni dziś nie przylecą - odparł jakby ze współczuciem? Ale on nic nie rozumiał. To nie go rodzina zawiodła. Zebrałam się w sobie.
- Czy to wszystko, co miał mi pan przekazać? - spytałam z zadziwiającym spokojem.
- Bardzo mi przykro. - odparł, po czym udał się w stronę drzwi. Odprowadziłam go wzrokiem. Przystanął przy wyjściu i odwrócił się do mnie.
- Wszystkiego najlepszego - szepnął do mnie po czym wyszedł. Zostałam sama. Całkiem sama. Pobiegłam szybko do swojego pokoju. Z całych sił trzasnęłam drzwiami. Wzięłam z łóżka poduszkę i cisnęłam ją w drugi koniec pokoju. Byłam strasznie zła. Podeszłam do ogromnych drzwi balkonowych. Uderzyłam je pięścią. Oparłam o nie głowę. 
- Czemu? Czemu? Czemu? - pytałam się sama siebie. Jakby mogło to coś dać. Spojrzałam przed siebię. Malował się piękny krajobraz. Mój wzrok wyłapał nawet port oddalony od mojego domu o jakieś osiem-dziesięć kilometrów. O wiele bliżej był ogromny park. Biegały w nim dzieci, pary spacerowały trzymając się za ręce. Całe rodziny cieszyły się swoją obecnością, a starsze osoby siedziały na ławkach i podziwiały wszystko co ich otacza. Jedyna różnica między mną a nimi było to, że ja byłam jedyną s m u t n ą osobą. Odwróciłam się i osunęłam się po drzwiach. Przyciągnęłam nogi do siebie. Otuliłam je rękoma. Głowę oparłam na kolanach. Z oczu wydobywały się kolejne łzy. Czemu on mi to zrobił? Czemu mnie tak wykorzystał? Nie mógł sobie mnie odpuścić. Zawierzałam mu się, wiedział o mnie wszystko, ufałam. A co najgorsze kochałam. K o c h a m go nadal. I nie mogę przestać. To tak samo jak z oddychaniem. Nie da się tego powstrzymać. To jest nieuniknione. Byłam tylko jego zabawką. Marionetką do której miał sznurki i według swoich zachcianek pociągał za nie. Przeleciał mnie i po prostu zostawił dla innej. Wmawiał mi, że mnie kocha. Że zawsze będziemy razem. A ja mu w to wierzyłam. Kłamał mi prosto w oczy. 
Otarłam łzy, ale to nic nie dało. Oczy nie chciały przestać płakać. Już miały dość ukrywania tych wszystkich emocji. Wstałam z podłogi. Zeszłam do salonu. Podeszłam do regału ze zdjęciami. Większość z nich pochodziła z dzieciństwa. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Rodzice na pierwszym miejscy stawiali mnie. Praca aż tak się dla nich nie liczyła. Nie to co teraz. Są ją tak pochłonięci, że zapomnieli o rodzinie. Zapomnieli o m n i e. Myśleli, że dla mnie ważniejsze jest to w czym rodzę, gdzie spędzam weekend'y, wakacje czy czego używam. Sądzili, że pieniądze są dla mnie najważniejsze. A tak nie było. Potrzebowałam t y l k o kochającej rodziny. Tego by zwrócili na mnie swoją uwagę. Żeby mnie zauważyli w swoich życiu. Niestety było inaczej. 
Wzięłam jedno ze zdjęć. Pochodziło z moich dziesiątych urodzin. Byliśmy tacy szczęśliwi. Radośni. Po tym wszystko się zmieniło. Stali się pracoholikami. Podróżowali po całym świecie. A ja byłam i c h bagażem podręcznym. Byłam w więcej krajach niż mam przyjaciół. Ale przyjeżdżając do Buenos Aires wszystko się zmieniło. Poznałam wiele osób. W tym Germana. Teraz żałuję, że nie pojechałam z rodzicami z powrotem do Europy. Może gdybym tu nie została, wszystko wyglądało by inaczej. Może bym nie płakała. 
Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce. Udałam się do kuchni. Podeszłam do jednej z szuflad. Otworzyłam ją i wyjęłam nieduży nóż. Z narzędziem wróciłam do salonu. Usiadłam na sofie. Obejrzałam dokładnie metal. Podwinęłam lewy rękaw. Przyłożyłam nóż do skóry blisko łokcia. Zrobiłam maleńką ranę. Prawie niezauważalną. Czynność powtórzyłam kilka razy. Każda kolejna rana była dłuższa i głębsza od poprzedniej. 
Nagle zadzwonił telefon domowy. Olałam go. Nie miałam zamiaru odbierać, obojętnie kto dzwonił. Po piknięciu ktoś się nagrał na sekretarkę. Nie kto inny jak German.
- Angie, proszę odbierz. Musimy porozmawiać - usłyszałam z urządzenia. Nawet nie pomyślałam o tym by wziąć słuchawkę i wykręcić do niego numer. Skrzywdził mnie, a teraz przez kłamstwa chce mnie odzyskać. Ponownie przyłożyłam metal do skóry. Zrobiłam kolejnych kilka nacięć na ręce. Telefon znowu zadzwonił. Zrobiłam jak wcześniej, olałam go. Jednak nie ustępował. Znowu włączyła się poczta głosowa.
- Angeles... - przeciągnął - Porozmawiajmy. To nie jest tak jak myślisz. Nie przestanę dzwonić dopóki mnie nie wysłuchasz. 
Westchnęłam. Spojrzałam na rękę. Cała była we krwi. Mojej krwi. Odliczyłam szesnaście ran. Każda odpowiadała rokowi mojego życia. Każdy kolejny rok był dla mnie cięższy i bardziej bolesny od po przedniego. Tak samo, każda kolejna rana coraz bardziej mnie bolała. Znowu usłyszałam dźwięk telefonu domowego. Miałam już dość wysłuchiwania tego. Wstałam, podeszłam i podniosłam słuchawkę.
- Halo? - spytałam. Domyśliłam się, że to German.
- Angie, odebrałaś? Poczekaj, nie rozłączaj się. Proszę. Musimy porozmawiać. Spotkajmy się proszę.
- Nie - spojrzałam na rękę - nie mam czasu. Więc jeśli chcesz coś jeszcze mi powiedzieć to mów teraz. 
- Jeśli tylko tak mogę z tobą porozmawiać. Wolałbym mówić ci to prosto w oczy, ale skoro nie mogę. - wziął głęboki oddech - Otóż nie powiedziałem ci czegoś o mnie. Mam brata. Bliźniaka. Nie mówiłem ci o nim, bo nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Nagle przyjechał. I to on się całował z Jackie. Nie ja. - rzekł. Nagle poczułam jakbym miała nogi z waty. Podparłam się o komodę. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Słuchawka wyleciała mi z ręki. Upadłam na podłogę. Nie mogłam ruszyć ręką. - Angie, to jak. Wybaczysz mi? - usłyszałam jego pytanie zanim zamknęłam oczy, na zawsze. 


Ona nie umarła. Ona zginęła. Zginęła przez to, że jej bliscy zbyt długo wyczekiwali. Bo chcieli jej dać może więcej czasu. Prawda jest taka, że German odkładał powiedzenie prawdy, bo myślał, że to nic nie zmieni, czy powie jej dziś czy jutro. A jednak zaważyło.
A jej rodzice. Jak ją zabili? Nie trudno się domyślić. Można by pomyśleć, że bardziej kochali tą swoją pracę. Ale to  o n i  ją znaleźli. W przedpokoju, martwą. Niemożliwe? Właśnie, że nie. Chcieli jej zrobić niespodziankę. Pragnęli by się zadowoliła jak ich zobaczy. Niestety kiepski pomysł. To ona im zrobiła niespodziankę. Zabiła się. Czuła się niekochana, niepotrzebna. A wystarczyło, by wcześniej się nią zainteresowali, by wcześniej zadzwonił. Niestety to wszystko potoczyło się o jeden  m o m e n t   z a   p ó ź n o.  





******
W końcu udało mi się to ^^^  napisać. 
Miałam lekkie problemy, ale jestem...
Trochę smutne, ale nie tak jak najbliższy rozdział. 
Hmm... co tu jeszcze dodać...
A, co do "to-be-contiuned" to szczerze to nie wiem. Jak chcecie czas mogę wydłużyć, tylko ostatnio myślałam po co skoro to nikogo nie interesuje. Piszcze w kom co o tym sądzicie.

Ale nie zapomnijcie tego skomentować. Wszystko pisane na spontana tak więc nie sprawdzałam błędów. Więc sorry za każdy błąd. 

A tak w ogóle to już mamy wakacje. Planujecie gdzieś jechać, czy tak jak ja siedzicie w domu. 

Dzięki za uwagę :D

Pozdrawiam - Pitowaaa ;)

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 10

Uh… Nie wiem czemu, ale za każdym razem jak to wspominam, na skórze mam ciarki. Strasznie to przeżywam. Czasami wydaje mi się, że to wszystko nie było ileś lat temu, ale że dzień, dwa dni temu. No, ale dobra. Koniec tego przeżywania. To na czym to ja… A! Wrócili do willi. Jesteście ciekawi co się tam działo? To słuchajcie uważnie…
 … Droga do domu mijała im w ciszy. German prowadził samochód, a siostry siedziały z tyłu pojazdu. Maria obejmowała siostrę, która ze zmęczenia powoli zasypiała.
-Zaśpiewać ci kołysankę?- szepnęła jej do ucha. Angeles tylko pokiwała głową na „tak”. Po chwili w samochodzie rozbrzmiewał głos Marii.

A la nanita nana nanita ella nanita ella
 Mi niña tiene sueno bendito sea, bendito sea
A la nanita nana nanita ella nanita ella
 Mi niña tiene sueno bendito sea, bendito sea

Delikatna barwa głosu Marii przepięknie wypełniała pojazd. German poczuł jakąś dziwną ulgę, czuł jakby czas się na ten moment zatrzymał. Pieśń Marii sprawiała, że powieki Angie stawały się coraz cięższe. Z każdym wyśpiewanym dźwiękiem była coraz bliżej krainy Morfeusza. Brunetka ciągnęła dalej.

Fuentecita que corre clara y sonora
 Ruiseñor que en la selva cantando llora
 Calla mientras la cuna se balansea
 A la nanita nana, nanita ella

Dla Angie ten dzień zakończył się wyczekiwanym snem. Maria lekko odgarnęła jej kosmyk włosów z twarzy.
-Zasnęła.- szepnęła do Germana.

-To dobrze. Dzisiejszy dzień musiał być dla niej bardzo męczący.- odparł. Po 10 minutach byli już pod willą. Żeby nie budzić Angeles, German wziął ją na ręce. Powoli weszli ośrodka. Brunet zaniósł dziewczynkę do jej pokoju. Przed wyjściem ucałował ją w skroń. Zszedł na dół, do salonu, gdzie siedziała Maria. Usiadł obok niej i objął ją.
-Nie mogę w to wszystko uwierzyć.- rzekła.
-Mi też było na początku ciężko to wszystko pojąć.- odparł spokojnie.- Ale nie możesz mieć żalu do Angie.- spojrzał na jej twarz. –Kłamała, bojąc się, że cię znowu straci.
-Ale nadal nie potrafię pojąć czemu mama jej to wszystko zrobiła. Czemu?
-Nie wiem.- zasmucił się.- Mi tego nie powiedziała. Ale musisz z nią o tym porozmawiać. Powinniście sobie to wszystko wyjaśnić.- dodał.
-Wiem.- westchnęła.- Jutro z nią o tym porozmawiam. 
I na tym zakończył się ten dzień. Następnego dnia atmosfera w domu panowała jakby wczorajszy dzień się nie wydarzył. W jadalni przy stole siedział German z Marią i jedli śniadanie. Angie jeszcze nie zeszła.
-Może iść po Aniulkę.- rzekła Olga podchodząc do stołu.
-Nie Olgo. Niech się wyśpi. Wczorajszy dzień był dla niej męczący.- odparł German. Dalej kontynuowali śniadanie. Po 5 minutach na schodach pojawiła się Angeles. Wystraszona, powoli schodziła po stopniach. Po chwili była już przy stole.
-Dzień dobry.- szepnęła wolno. Stała cały czas w tym samym miejscu.
-Siadaj słońce.- rzekł German, wskazując wzrokiem na krzesło, na którym zawsze siedziała.
-Mario.- zwróciła się do siostry. Ręce założyła na klatkę piersiową, tak jakby sama chciała się przytulić lub ogrzać ręce. –Jesteś na mnie zła?- dodała, spuszczając głowę. Maria przerwała posiłek. Wstała z miejsca i przykucnęła przy siostrze. Złapała ją za dłonie.
-Jak mam niby być na ciebie zła. Zbyt mocno cię kocham by się długo gniewać. Byłam lekko zszokowana, ale przez noc wszystko sobie obmyśliłam.- rzekła brunetka. Spojrzała na dziewczynkę radosnym wzrokiem. Nie chciała by się czymś martwiła lub przejmowała.
-Naprawdę?- nie dowierzała. Na twarzy malował jej się lekki, radosny uśmiech.
-Tak, moja Roszpuneczko.- zaśmiała się. Angie szybko wpadła w ramiona siostry. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała ja siostry. Cieszyła się bardzo. Była pewna, że już nikt ani nic ich nie rozdzieli. Niestety bardzo się pomyliła. Ale chwila! Ominęłam kilka faktów. Już nie będę tego szczególnie opowiadać, bo jest tego bardzo dużo, a was pewnie interesuje c o ś innego. W skrócie tak:  Angie opowiedziała wszystko co się stało Marii, a Maria jej. Wyjaśniły co było niewyjaśnione. Jak Angie miała jedenaście lat urodziła się Violetta. A co do Angelici, siostry wybaczyły jej to co im  zrobiła, ale nie zapomniały jej tego. (…) Żyły szczęśliwie, bardzo mały utrzymywały kontakt z biologiczną. Wszystko było dobrze. Są jak jedna przepiękna rodzina. Ale do czasu. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Pięć lat później, czyli jak córeczka Marii ma pięć lat, doszło do strasznej tragedii. Podczas ostatniej trasy koncertowej, Maria ginie w wypadku. Dla Angie jest to ogromny szok. Tym bardziej, że przebywała w tym czasie od roku w Madrycie, gdzie chodziła do szkoły……… Ale to już wam bardziej szczegółowo opowiem. 
- Mamo, kiedy jest pogrzeb?- zapytała się, rozmawiając z Angelicą przez telefon, przy okazji pakując kilka najpotrzebniejszych rzeczy na podróż.
-Lepiej będzie jeśli nie będziesz się fatygować.
-Ale to jest moja siostra. Chcę ją ostatni raz zobaczyć!- krzyknęła. Po policzkach spłynęły łzy. Łzy żalu i smutku.
-Dobrze. Jest w piątek o 12 czasu argentyńskiego.
-Aha. Postaram się jutro jak najszybciej przylecieć. Pa.- rozłączyła się. odłożyła telefon na stolik nocny i usiadła na podłodze przy łóżku. Zaczęła szlochać. Była na siebie zła. Czuła się winna śmierci siostry.
-Miała rodzinę, karierę. Czemu to ona musiała to stracić. A Violetta? Nie pozna swojej mamy!- chwilę nic nie mówiła, łzy jej to uniemożliwiały. –Gdybym nie ja, już dawno by zakończyła swoją karierę. Była by w domu. Przy mężu, córeczce, mamie. A teraz. Już nigdy jej nie zobaczę, nie usłyszę nic, bo ona już nie żyje. i to wszystko moja wina. Jestem najgorszą siostrą na świecie!- wrzasnęła. W ten sposób chciała pozbyć się całego smutku. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Gdzie iść? w którą stronę?


***

Samolot wylądował. Cały lot przespała. Cieszyła się z tego powodu, bo przynajmniej we śnie nie myślała o czarnej rzeczywistości. Na lotnisku odebrał ją Ramallo i zabrał do willi. Stojąc przed domem przypomniał jej się dzień jak pierwszy raz ją zobaczyła. „Ale śmieszne. Wtedy też byłam po locie. I też z Madrytu. Widać historia lubi się powtarzać’- pomyślała. Ramallo odebrał od niej niewielką walizkę i otworzył drzwi. Wpuścił ją do środka. Pomieszczenie wyglądało tak samo. Weszła głębiej. Zauważyła zdjęcia na regale.
-Tylko tu się coś zmieniło.- szepnęła do siebie. Wśród zdjęć zauważyła także swoje. –Gdzie jest Violetta? German?- zwróciła się do Ramallo.
-German zabrał Violettę na spacer.
-Aha. Jak ona to znosi?
-Jeszcze nie do końca rozumie, że mama już nie wróci.- odparł.
-Rozumiem ją. Wiem jak to jest ciężko.- wzięła z półki zdjęcie z swoich 12-stych urodzin.- Musi pamiętać, że ona jej nigdy nie zostawi. Zawsze będzie przy niej. W sercu.- po policzkach spływały małe strużki łez. Jedna nawet spadła na szkoło ramki. Delikatnie ją starła. Podszedł do niej Ramallo. Wziął od niej zdjęcie i odłożył je na półkę. Złapał ją za dłonie.
-Angeles… Musisz być silna.- próbował ją uspokoić.
-Ale… gdybym… nie…- szlochała. Nie mogła się wysłowić.
-Ej… to nie jest niczyja wina. Widocznie była potrzebna tam, na górze.- szepnął. Angie spojrzała na niego.
-Ale to jest takie trudne. Znowu ją straciłam, ale tym razem na  z a w s z e – próbowała powstrzymać płacz, ale nie mogła. Rozpłakała się jak mała dziewczynka. Ramallo przytulił ją. Wiedział, że musi być jej strasznie ciężko po tym co przeżyła. To co, że moczyła mu koszulę łzami i brudziła smugami rozmazanego tuszu. Znał Angeles i wiedział, że nie może zostawić jej z tym samej, bo by mogło dojść do kolejnej tragedii. 
-Ciii… nie płacz.- szepnął, delikatnie gładząc ją po plecach. Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do domu wszedł German z córką.
-Dziękuję Ramallo.- rzekła blondynka odrywając się od mężczyzny. Przetarła mokrą twarz.
-Ciocia? Ciocia!- rzekła pięciolatka podbiegając do niej.

-Cześć słońce.- rzekła, robiąc słaby uśmiech. Przykucnęła przy niej i ją przytuliła.
-Angelica mówiła, że nie przyjedziesz.- rzekł German zdziwiony obecnością siostry Marii. Oderwała się od siostrzenicy i wstała do prostej pozycji.
-Chciałam pożegnać się z siostrą.- odparła.
-Tatuś mówił, że mamusia poszła do nieba, bo ją aniołki wezwały.- rzekła Violetta. –To prawda?- zerkła na ciocię.
-Tak.- odparła lekko zmieszana.
-A mamusia była aniołkiem?
-Tak i to bardzo dobrym.- odparła.
-Ale wróci?- zapytała z nadzieją w głosie. Blondynka nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Skłamać, by była szczęśliwa, czy powiedzieć straszną prawdę.
-Violu nie męcz cioci pytaniami.- odezwał się German.- pewnie jest zmęczona po podróży.
-Dobrze tato. Przepraszam.- spojrzała na niebieskooką.
-Nic się nie stało.- pogłaskała ją po głowie.
-Violu, Olga mi powiedziała, że ma coś dla ciebie.- rzekł Ramallo wyłaniając się z kuchni.
-Tak!- krzyknęła i pobiegła do twierdzy Olgi.
-Fajnie jej to wyjaśniłeś.- rzekła przerywając niezręczną ciszę, która przez chwilę zapanowała.
-Mhm… Nie chciałem jej tego tak wprost mówić. Pewnie by bardzo to przeżywała.
-A ty…- urwała na chwilę, by nabrać powietrza w płuca.- … jak się trzymasz?- zerknęła na jego twarz. Wyrażała jeden wielki ból.
-Próbuję być silny. Dla Violetty. Nie chcę by widziała mnie smutnego.
-Aha.
-A ty?
-Ja…- zaczęła. Miała już powiedzieć coś w stylu, że daje radę, ale coś w  niej pękło. Już miała dość okłamywania się. do oczu, po raz kolejny tego dnia, napłynęły jej łzy.-Ja… bum chciała tak jak ty, być silna, mieć odwagę stawić temu czoło, ale nie potrafię. Drugi raz nie daję rady.- łzy płynęły jej po policzkach. German podszedł do niej i ją nadzwyczajnie przytulił. Wiedział, że zwykłe słowa nic nie dadzą. Angie w jego ramionach wydawała się być mniejsza. To prawda była od niego niższa ponad głowę, ale wcześniej trudno było to zauważyć.
-Czemu za drugim razem jest to trudniejsze?- wyszlochała.
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem.- rzekł nie mając pojęcia co zrobić, co powiedzieć. Jak ją pocieszyć. Teraz doskonale wiedział co wtedy czuła Maria, Angeles. Jak za sobą tęskniły. Tylko teraz jest inaczej. Teraz naprawdę ktoś nie żyje. I to Maria.
-Ale na pewno nie możesz się za nic obwiniać, bo to nam uniemożliwi normalne funkcjonowanie w przyszłości.- pogłaskał ją po głowie.
-Ale… gdyby… ja…- próbowała coś powiedzieć, ale płacz jak zwykle uniemożliwiał jej to. Oderwał się od niej i wziął jej twarz w dłonie.
-Angeles. Nie możesz się obwiniać za śmierć Marii. Po prostu nie możesz.- Angie patrzyła w niego jak zaczarowana. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Brunet zaczął przybliżać swoją twarz do niej. Delikatnie pocałował ją…





******
Ach... już mnie tak korciło by to(rozdział) przepisać i dodać. I oto jest.
Wiem, długo mnie nie było. Chyba aż za długo.
Ale przybyłam i to z czym... 
Rozdział mi się jakoś nie podoba, ale końcówka mi wszytko wynagradza. W odpowiednim momencie przerwałam co nie? Wiem, udusicie mnie za to. No trudno.
Pojawiła się pieśń Marii. Pamiętacie w którym rozdziale się też pojawiła? 
O paczcie! Violka też przybyła...
A ten German ledwo co mu żona zginęła w wypadku, a tu takie coś. A może to wyobrażenie Angeles. Jak sądzicie? Co "wielka" Justyna mogła wymyślić? 
Odpowiedź poznacie w kolejnym rozdziale. 

A ja wam teraz przypominam o "to be contiuned"



A więc czekam na wasze opinie, pozytywne ale też i te negatywne. 
Polecajcie się, no i nie wiem co jeszcze. 
Może do następnego :*

Pozdrawiam - Pitowaaa :)