(...) - Jak piąte koło u wozu? -
spytałam. - Nie, nie czuję się tak. - odparłam szybko. - Choć szkoda, że nie świętuje swoich
osiemnastych urodzin z Dante, ale wy jesteście moimi przyjaciółmi. Spędzam czas
z przyjaciółmi. I jestem szczęśliwa. Bardzo. A teraz - wskazałam na mały
sklepik. Patricia uśmiechnęła się szeroko. Dogoniłam Gery i Alex'a. Byli
naprawdę śliczną parą. A ich miłość była piękna i prawdziwa.
(...) - Alex, co jest? - szybko do
niego podbiegłam. Jednak to co zobaczyłam, praktycznie ścięło mnie z nóg. Na
zapleczu sklepu leżał trup. Cały zakrwawiony. - O matko...
(...) Nagle drzwi sklepu się
otworzyły, i ktoś wszedł do środka. Było to dwóch mężczyzn. Obaj byli bardzo
umięśnieni i groźni. Odruchowo zrobiłam krok w tył.
- Witamy, witamy - zaśmiał się za
nami męski głos. Odwróciłam się w tamtą stronę. W drzwiach stał kolejny, trzeci
mężczyzna. Był bardzo podobny do reszty, a nawet wydawał się silniejszy. W lewej dłoni
trzymał broń, pistolet.
(...) "Blizna" szybko
doskoczył do mnie, złapał mocno za ramię i pociągnął za sobą.
- Zostaw ją! - krzyknął za nim Alex.
Chciał pomóc, ale sam został ujęty. Mężczyzna przystawił mi do szyi pistolet.
Oddech przyspieszył mi a nóg to prawie nie czułam, i ledwo na nich stałam. Gery
też była tak jak ja uwięziona. Alex'a mężczyzna aż przewrócił i przygniótł
swoim ciałem.
(...) - A więc to ty jesteś tą
szczęściarą? - zaśmiał mi się do ucha. Przycisnął mi jeszcze bardziej broń do
skóry. - Będziesz miał okazję patrzeć jak zabijam twoją ukochaną - zaśmiał się
szyderczo mężczyzna, który widocznie był ich przywódca, ale też teraz wystawiał
na próbę Alex'a.
(...) - Zostawcie go! - łkała Gery.
Wyrwała się przeciwnikowi i dobiegła do ukochanego. Przykucnęła przy nim.
Wzięła jego twarz w dłonie.
- Co to ma być? - warknął
"blizna". Odstawił broń ode mnie i wymierzył w parę. Z łatwością
pociągnął za spust. Nie jeden czy dwa razy, ale oddał po pięć strzałów na
osobę. Krew zaczęła lecieć strumieniami.
- Nieee...! - krzyknęłam przez łzy.
Próbowałam mu się wyrwać, ale byłam za słaba.
- Oj nie wierć się tak blondi -
mruknął mi na ucho. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Próbowałam
odwrócić wzrok od Gery i Alex'a, ale to było niemożliwe. Widziałam jak moi
najbliżsi przyjaciele umierają. Nie mogłam znieś tej niemocy. Nic nie mogłam
zrobić. "Blizna" nie przestawał mnie trzymać. Błagam, niech to nie
boli, pomyślałam.
(...) - No to zostałaś tylko ty -
zaśmiał się "blizna". - Jakieś
życzenie?
Zaprzeczyłam tylko głową. Z ogromnym
strachem czekałam na śmierć. Nie chciałam tak umierać, nie teraz!
(...) - Angie, nie martw się!
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Zaraz przyjedzie lekarz - mówiła szybko
Patricia. Była cała czerwona na twarzy, albo mi się mogło tylko wydawać.
Widziałam ją bardzo niewyraźnie.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Angie obudź się - mówił German.
Potrząsnął mną kilka razy. - Angie, do cholery, zbudź się!
Jakoś nie chciałam się budzić. Ale
jego zdenerwowanie lekko mnie zaniepokoiło. Powoli otrzymałam oczy.
- Angie - westchnął z ulgą brunet.
Szybko uwięził mnie w uścisku. - O matko...
- Coś się stało? - spytałam zaspanym
głosem. Nie dostałam jednak odpowiedzi. German delikatnie przejechał ręką po
moich włosach. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Co ci się śniło? - spytał poważnie.
- Mi?
- Angie, nie kłam - ostrzegł mnie. -
Krzyczałaś przez sen. Myślałem, że... że coś ci grozi. Że coś ci się stało.
Proszę, nie oszukuj mnie.
- Ale ja nie wiem o czym ty mówisz -
kłamałam w żywe oczy. A on jeszcze o tym doskonale wiedział. To było nie fair,
bo znał mnie na wylot.
- Angie...
- Co Angie?! - warknęłam zła. Niech
on w końcu sobie odpuści. - Wszyscy coś ode mnie oczekujecie, a ja nie potrafię
tego tak hop siup sprawić.
- Ale dlaczego nie chcesz mi
powiedzieć co cię trapi? Czego się boisz? Przez co krzyczysz przez sen? Może to
nam pomoże w odzyskaniu twoich wspomnień?!
- To był tylko k o s z m a r ! Nic więcej, więc odpuść
sobie, proszę.
- Kocham cię, Angeles. I nie wiadomo
jak długo będziesz uciekać od problemu, tak długo ja nie będę odpuszczać.
Kocham cię najbardziej na świecie i nie
mogę patrzeć jak cierpisz - szybko zbliżył swoje usta do moich i mnie pocałował.
- Mi możesz powiedzieć wszystko.
- German, ja nie chcę tam wracać -
otuliłam się rękoma jakby nagle zrobiło mi się zimno.
- Angeles - szepnął. Delikatnie
pogłaskał mnie po policzku.
- Proszę - załkałam. Czemu nie mógł
sobie tego odpuścić? Po ciele przebiegł mi zimny, wręcz lodowaty dreszcz. Nie
myśl o tym śnie, powtarzałam sobie.
- Kto tam był? Kogo widziałaś? -
pytał się German. - Czy ktoś ci coś robił? Skrzywdził? Angie, powiedz mi coś -
złapał mnie za ramiona.
- Dużo krwi, a ja... ja nic nie
mogłam zrobić - załkałam ponownie. Byłam bliska płaczu.
-Gdzie była krew, Angie?
- Tam... trup... zabili ich... a
ja...
- Angie spokojnie, i po kolei
opowiedz co się działo - powiedział German. Jednak jego słowa do mnie nie
docierały.
- Ja nie chciałam - zakryłam sobie
usta dłonią by powstrzymać szloch. Po policzkach już i tak spływały mi łzy.
- Ciii... Spokojnie - German porwał
mnie w ramiona i tulił, próbując mnie uspokoić. - To był sen, i niczemu nie
jesteś winna, Angie.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam.
Tak samo German się nie odezwał ani słowem. Powoli się uspokajałam.
- Oni zabili ich, na moich oczach.
German oderwał się ode mnie i
spojrzał uważnie na mnie.
- Nie wracaj już do tego - widać
musiał się domyślić co mogło mi się śnić.
- Muszę, to śni mi się praktycznie
każdej nocy. I ciągle tak samo. Te same osoby, ten sam przebieg wydarzeń. A
później mogę nie zebrać się na odwagę by ci to opowiedzieć - widziałam po
oczach Germana, że toczy ze sobą walkę.
- Dobrze, możesz mi opowiedzieć. Ale
nie musisz tak szczegółowo.
- Okej. A więc... Wracam z
przyjaciółmi z jakieś imprezy, czy coś tego. Świętowaliśmy moje osiemnaste
urodziny. Byłam ja, Patricia, Gery, Alex i Oliver. Patricia i Oliver to para,
tak samo Gery i Alex. To Patricia zaproponowała by wjechać na stację benzynową
po jakieś jedzenie. Do sklepu wyrwali się Gery i Alex, więc też postanowiłam z
nimi iść. Padło też jeszcze jedno imię, Dante
- spojrzałam na German czy może jemu mówi coś to imię, ale widać że
pierwszy raz musiał je słyszeć. - Tak więc zrobiliśmy te małe zakupy. Podeszliśmy
do kasy, a tam nikogo nie było. Gery zauważyła otwarte drzwi od magazynu. Alex
od razu poszedł to sprawdzić. Wszedł do magazynu, a po chwili usłyszałyśmy jego
krzyk. Od razu pobiegłam sprawdzić co się stało. A tam na ziemi... leżał martwy
człowiek, cały zakrwawiony. Alex chciał się stamtąd szybko zwijać, jednak ja
musiałam mieć swoje zdanie. Sprzeczaliśmy się chwile, a do sklepu weszło
drzwiami głównymi dwóch napakowanych gości, trzeci od magazynu. Mieli broń.
Próbowaliśmy z nimi negocjować, ale na nic. Szybko nas złapali. Śmiali się z
Alex'a, kopali go. Najpierw chcieli zabić mnie i Gery... Gery, Gery... Ona
wyrwała się jednemu z nich i dobiegła do Alex'a. Chciała mu pomóc... Ten... ten
co trzymał mnie odstawił od mojej głowy pistolet i wymierzył w nich. I... -
wstrząsnął mną dreszcz. Nie chciałam tego mówić. - I... zabił ich. Strzelił do
nich bez problemu. Było tyle krwi, a oni...
- Angie, to sen - upomniał mnie
German. - Koszmar.
- To się wydaje mi za bardzo realne.
Takie znajome.
- Wydaje ci się, bo śniłaś o tym
wiele razy.
Przytuliłam się do Germana. Był taki
ciepły. Dobrze, że był przy mnie.
- To tylko sen - szepnęłam w jego
ramię.
Nagle zadzwonił telefon Germana.
- Przepraszam - rzucił smutno i
szybko odebrał. - Tak? Słucham... Tak to ja... Ale o co chodzi?... Kto mówi?...
Najlepsza przyjaciółka?... Chwila, jak się pani nazywa?... - trudno było
wyłapać o co chodzi z takich cząstek rozmowy. Jednak to jak się nazywa
rozmówczyni Germana, bardzo go zaskoczyło. - Proszę chwilę poczekać - zwrócił się
do kobiety po drugiej stronie. - Zaraz wracam - rzucił w moją stronę i opuścił
salę. Wrócił po kilku minutach lekko zezłoszczony.
- Coś się stało? - spytałam gdy nie
usiadł obok mnie tylko zaczął chodzić w tę i z powrotem.
- Nie, nie - zaprzeczył szybko. -
Tylko... lekko się wkurzyłem.
- Właśnie widzę.
- To nic takiego. Nie martw się -
uśmiechnął się lekko.
- Ale na pewno? - dopytywałam się.
- Tak.
German nie zapomniał wspomnieć o moim
śnie kochanej pani psycholog, bo już następnego dnia pojawiła się w drzwiach
mojej sali.
- Dzień dobry - przywitała się.
Przewróciłam oczami i odwróciłam się w drugą stronę. - Widzę, że nastawienie
nie uległo zbytniej zmianie.
Usiadła, jak na złość naprzeciwko
mnie na fotelu. Ubrana była w starannie odprasowaną białą koszulę, spodnie
dżinsowe, granatowe z wysokim stanem i szpilki. Trzymała teczkę w dłoni. Na
oparciu fotela położyła niedużą czarną torebkę.
- Może i pani się to nie podoba, że
przychodzę, ale to jest wpisane w pani kartę, więc jestem czy tego ktokolwiek
chce. A ja nie zamierzam przez panią psuć sobie reputację. Dostałam o pani nowe
informacje. Śniły się pani sny. Proszę mi o nich opowiedzieć.
- Nie - warknęłam. - I proszę swoje
źródło powiadomić, że ma tu się nie pojawiać - odwróciłam się. Czemu German mi
to zrobił? Nie rozumie, że to jest dla mnie ciężkie? Nienawidzę go. N I E N A W
I D Z Ę!
- A ja proszę, niech pani w końcu
zrozumie, że ja chcę tylko pani pomóc. Chcę ci pomóc Angeles.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
Mówiłam to pani już.
Fuknęłam i próbowałam ją olać jak
tylko się da. Jednak pani Fabregas nie należała do osób, które łatwo się
poddają.
- Wiesz czym są sny? Przejawem
strachu, czymś o czym często myślimy, coś co przeżywamy bardzo. Ten sen może
nam, C i , wiele pomóc. Nie chcesz odzyskać pamięci? - spytała retorycznie
chyba. Przecież każdy chce odzyskać to co stracił!
- Chcę, ale nie będę do tego snu już
nigdy wracać - szepnęłam. - Nie chcę znać jego zakończenia.
- Strach to normalna rzecz. Wszyscy
się czegoś boimy. Ale jeśli będziesz sama, możesz nie udźwignąć tego ciężaru.
Razem jest o wiele lżej.
- A może ja wolę być sama?
- Naprawdę? - nie dowierzała mi. - To
brzmi tak jakbyś nie chciała by German do ciebie przychodził, rozmawiał z tobą,
rozśmieszał, kochał. Chcesz tego w stu procentach?
Uderzyła perfidnie w czuły punkt.
Wiedziała jak dobrać słowa, by mnie sprowokować. Denerwowało mnie to i
irytowało.
- Mam dość - mruknęłam. Nie mogłam
pozwolić jej mnie jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi.
- No, ale przyznaj się, kto ma rację.
Stań twarzą w twarz ze strachem, wszelkimi lękami i obawami...
- Ale ja nie chcę - załkałam. - Nie
chcę...
- Czego? Bycia dla kogoś ważna i tego
by ten ktoś się o ciebie martwił? Tego, że ktoś chce ci pomóc? Nie chcesz
wrócić do życia sprzed wypadku? Wystarczy niewielkie, ale dobrowolne
zaangażowanie, a będziemy, ty będziesz, bliżej celu.
- Do widzenia.
- Angeles, jesteś silniejsza niż
sądzisz.
- I co z tego? - warknęłam. - Tamtej
mnie już nie ma. Zniknęła, przepadła, gdy doszło do wypadku.
- To nie prawda, wiesz przecież o
tym. To ty nie chcesz by tamta ty wróciła.
- Ja? - oburzyłam się. Przecież ona
insynuowała, że z własnej woli niczego nie pamiętam. - Nie zna mnie pani, a
oskarża o nie wiadomo co. Wiadomo, że jest pani w lepszej sytuacji, bo ja sama
się nie znam. Nic o sobie nie wiem. Ale nie pozwolę, by to dłużej trwało.
Wynocha! I niech się pani tu lepiej więcej nie pojawia!
- Proszę, uspokój się - rzekła
łagodnie. - Nerwy na nic się nie zdają.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić,
ty suko!
Nagle do sali wpadła pani Hooch.
Tylko jej mi teraz tu brakowało, pomyślałam.
- Co tu się dzieje? Co to za krzyki?
- Pani Angie lekko się poddenerwowała
- odezwała się pani Fabregas. - To nic ważnego.
- Niech pani ją stąd zabierze -
wskazałam ręką na psycholożkę. - Inaczej złożę na nią skargę na piśmie. Teraz.
Pani Hooch spojrzała zdziwiona to na Fabregas, to na mnie. Chwilę się nad czymś zastanawiała.
- Dobrze, zróbmy na razie przerwę w
sesji.
- Na razie? - warknęłam. Nie pozwolono
mi dokończyć, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę? - przez drzwi zajrzał German.
Jeszcze mi go tu brakowało.
- Tak, tak - zaprosiła go Hooch.
- Nie, nie, nieee... Idź sobie. Nie
wtrącaj się, bo i tak już namieszałeś wystarczająco - rzuciłam.
- Coś się stało? - spytał jakby o
niczym nie wiedział.
- Och, dobrze, że pan przyszedł -
odezwała się psycholożka. Widziałam w jej oczach jakieś dziwne iskierki. Miała
jakiś nikczemny plan i zamierzała go wykonać. - Pani doktor, mogłabym
porozmawiać przez chwilę z Angie i panem Germanem?
- No nie wiem.
- Nie może pani! - krzyknęłam. Ale
oni byli jakby głusi.
- Tylko pięć minut - nalegała.
- Dobrze - zgodziła się pani Hooch.
Tak po prostu. A ja nie miałam prawa żadnego głosu!? - Później jeszcze tu
zajrzę i porozmawiamy - wyszła z sali zamykając bezszelestnie drzwi.
- A więc o co chodzi, pani Fabregas?
-spytał się German.
- Yyy... Mógłby pan - podeszła do
Germana i przesunęła go lekko - Niech pan stanie tak tu. Na wprost Angie.
- Dobrze, coś jeszcze mam zrobić? -
spytał.
- Tak. Niech mnie pan pocałuje.
- Co? - wyrwało mi się. - German!
Nie myślałam. Kierowałam się
impulsami, emocjami. Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Wkurzyłam się na
siebie, na tą jędzę, na Germana, bo nic nawet nie powiedział.
- Spokojnie, żartowałam - zaśmiała
się pani Fabregas. Widać ją tą ubawiło. Lubiła bawić się moim kosztem. Zerknęłam
na Germana. Stał z zdziwieniem wymalowanym na twarzy. - Ale nie rozumiem pani
reakcji - przyznała. - A pan?
- Ja? Cóż, powiedzmy, że po części -
uśmiechnął się lekko. - Zdziwiła mnie pani, tą"prośbą" przyznam
szczerze. I próbuję zrozumieć po co to było.
- Otóż, widzi pan, mamy do czynienia
z dobrą aktorką, jaką jest Angie.
- Cóż, to mnie najmniej, szczerz
mówiąc, dziwi. Angie to artystka, żyjąca wśród artystów.
- Ja? Artystka? - zakpiłam. Też coś
wymyślił!
- Tak, jak najbardziej - przyznał
German. - A to co zrobiła przed chwilą pani Fabregas, polegało na tym by wybić
cię z roli.
- Otóż to!
- Wybić z roli? Niby jakiej? German
przestań gadać głupstwa.
- Chcesz wiedzieć co to za rola?
Proszę bardzo. Nie jestem jeszcze tego pewna czy przyjęłaś ją dobrowolnie, czy
to takie zachowanie wykreował twój mózg. Każdą osobę tutaj, która chce ci pomóc
odpychasz, z wyjątkiem pana Germana. Jednak ukrywasz też to, bo domyślasz się,
że to może być twój słaby punkt, taka piętą Achillesa. Grasz dwie wersje swojej
osoby. Niedostępną, zamkniętą w sobie, niezależną, chwilami zarozumiałą, jakby
ludzie nie potrafili zrozumieć i pojąć przez co przeszłaś. A druga to ta chyba
bliższa prawdziwej Angie, całkiem przeciwieństwo tej pierwszej, a w dodatku,
zakochana. W Germanie.
- Nie, to nie tak...- zaczęłam
zaprzeczać, ale nie dano dojść mi do głosu.
- Panie Germanie, jaki może mieć pan
wpływ na decyzję Angie?
- Nie wiem - rzekł smutno. Uważnie mi
się przyglądał. - Czasami zmienia się w mgnieniu oka w kogoś kogo nie znam.
- German - załkałam. Jaka ze mnie
idiotka. Głupim zdaniem go skrzywdziłam. Sprawiłam, że odsunęłam go od siebie.
- Proszę... Nie stawaj po jej stronie.
- Jakbyś nie zauważyła, to cały czas
jestem po tej samej stronie. Po twojej stronie - złapał dłońmi barierkę mojego
łóżka. Tak strasznie mocno ją ściskał aż knykcie mu zbielały.
- Po mojej? To po co ją tu
przysłałeś? Czemu powiedziałeś o tym koszmarze?
- Nie rozumiesz, że mam dość tej
bezsilności. Tego czekania! Za długo czekałem na ciebie. A teraz, niby tu
jesteś, a czuję się jakby nadal cię nie było.
- A myślisz, że mi jest łatwo? Cały
czas ktoś tu coś nade mną lata. Mam dość tego wszystkiego. Czasami mam wrażenie
jakbyś się nade mną litował i dlatego tu przychodzisz!
- Kocham cię do cholery! I dlatego tu
jestem. Kocham cię! Nic nie sprawi żebym stąd sobie poszedł. Wytrzymałem już
wiele, zniosę jeszcze to wszystko, te twoje humorki, brak zaufania. Bo wiem, że
warto - pochylił się lekko w moją stronę. - A pani Fabregas będzie tu tak długo
przychodzić, dopóki nie odzyskam mojej Angeles, która tak bardzo stresowała się
tymi cholernymi świętami i czy wszystko wypali.
- Święta? - zdziwiłam się. Cała nagle
ta kłótnia przestała mieć znaczenie. German pierwszy raz wspomniał o jakimś
niedawnym przedziale czasowym.
- Yyy... Taak...
- O co chodzi z tymi świętami, panie
Germanie? - spytała się pani Fabregas. Nawet zapomniałam, że ona nadal tu jest.
- Hmm... - westchnął. Pościł poręcz łóżka
i zaczął powoli chodzić w tę i w z powrotem. - Zapewne pani nie odpuści jak
sądzę, więc powiem. Zbliżało się Boże Narodzenie. To miały być pierwsze takie
święta, które mieliśmy spędzić jako narzeczeństwo. Mieli przyjechać moi
rodzice, i... Angie się tym trochę stresowała.
- A rodzice Angie?
- Yyy... Angie tata nie żyje, a
matka... Z matką nie utrzymywała kontaktu od wielu lat.
- Czemu nie utrzymywałam z nią
kontaktu? Przecież to moja matka? - oburzyłam się. Co się mogło stać, że się
tak pokłóciliśmy?
- To jeszcze dłuższa historia, i
jeszcze mniej wesoła niż ta co zacząłem. A więc. Angie bardzo się denerwowała.
Chciała by wszystko było perfekcyjne. Udawało mi się ją oderwać od tego na
szczęście. Tuż przed świętami, w Studio gdzie Angie pracuje, był koncert
świąteczny połączony z wigilią. Angie zadzwoniła do mnie, że wróci trochę
później, bo chce jeszcze wstąpić do galerii. Zaśmiałem się, że już jest
wystarczająco prezentów, jedzenia i tak dalej. Odpowiedziała, że woli dmuchać
na zimno, i że chce się tylko rozejrzeć i pospacerować po sklepach. Zanim się
rozłączyła zdążyłem powiedzieć, to że ją kocham. A kilka godzin później
dostałem telefon ze szpitala. Powiedzieli mi, że Angie miała wypadek, i że jest
w ciężkim stanie.
- Ja tu tak długo leżę?
- Blisko miesiąc byłaś w śpiączce. I
przez bliska miesiąc patrzyłem jak lekarze nic nie mogą zrobić, nic. Tylko
czekać. Teraz też mi to pozostało, ale jest jeden wyjątek. Mogę ten czas
skrócić. I zrobię to.
Nie odpuści, przeszło mi przez głowę.
- Może na następną sesję przyjdzie
pan? - zaproponowała Fabregas.
- Z chęcią - zgodził się.
- Co? Nie! Nie zgadzam się!
- Angeles - rzekł stanowczo German.
Patrzył mi się przesadnie prosto w oczy.
- Nie - przystawałam przy swoim.
German usiadł obok mnie i delikatnie musnął dłonią mój policzek.
- Proszę, wróć - szepnął. Czemu on
musiał tak dobrze mnie znać! Przewróciłam oczami.
- Grrr... Możeee... Pomyślę o tym -
zapewniłam go.
- Dobrze, to niech pani to przemyśli
i da mi przez kogoś znać. Miłego dnia życzę - rzuciła i wyszła.
- Przyjdę - zapewnił i nawet nie
czekał na moją reakcję, bo mnie szybko pocałował.
- Jesteś okropny - zaśmiałam się.
- I cały twój.
- Ha ha. A nie zapomniałeś o
Violettcie?
- Nie, nie wydaje mi się - przyciągnął
mnie do siebie i uwięził w mocnym uścisku. Zaśmiałam się z jego zachowania -
Kocham cię.
Nagle drzwi się otworzyły. Oboje z
Germanem spojrzeliśmy w tamtą stronę. W drzwiach stała kobieta, którą pierwszy
raz na oczy widziałam.
- Angie - wydyszała.
******
Skarby moje, wybaczcie mi moje grzeszki co do rozdziału.
Był już prawie gotowy dawno temu, ale powstały przeciwności. Nie będę was zanudzać moimi problemami, bo nie o to tu chodzi.
Wielkie
G R A C I A S
za 10.000 WYŚWIETLEŃ tego otóż bloga :)
Mam nadzieję, że dobijemy razem jeszcze więcej.
Ps. Czekam na wasze komentarze, bo naprawdę dają wenę. Wiele razy się o tym przekonałam ;)
Ściskam - Sanna :D