piątek, 27 marca 2015

Rozdział 21


I tak jak German obiecał, był podczas moich badań. Był tak blisko jak tylko pozwalali lekarze. Nie zostawiał mnie samej. Byłam mu w głębi serca za to wdzięczna. Za tę jego bliskość. Jednak nie wiedziałam dlaczego.
Pani Hooch wyprowadziła mnie na wózku z sali badań. Teraz już wracałam do swojego tu "pokoju". Na korytarzu czekał zdenerwowany German. Uśmiechnęłam się na jego widok.
- I jak? - spytał podbiegając do mnie.
- Niech się pan tak nie denerwuje. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Najgorsze już za panią Angeles - mówiła pani doktor prowadząc mnie do sali. - Kości dobrze się zrastają. Na dniach zostanie zdjęty gips z lewej ręki. Żebra też się pięknie zrosły. Teraz tylko trochę cierpliwości, i niedługo nas pani opuści.
- To są dopiero dobre nowiny - rzekł German otwierając drzwi mojej sali.
- Taak... - uśmiechnęłam się do niego promiennie. Pani Hooch podjechała wózkiem blisko łóżka i pomogła mi wraz z Germanem usiąść na nim.
- Miłego dnia życzę - rzekła kobieta na odchodne i zniknęła za drzwiami.
- Myślałem, że te badania bardziej cię zmęczą. Widocznie się pomyliłem - rzekł przyglądając mi się.
- Widocznie, tak - zaśmiałam się.
- A jak się czujesz? - spytał. Trochę zdziwił mnie, że znów o to pytał. Przecież już mówiłam. - Ale tak naprawdę. Przede mną nie musisz udawać twardzielki.
- Ale ja nic nie udaję.
- Angie, znam cię zbyt dobrze, by wiedzieć, że udajesz...
- Ale co ty opowiadasz, German! - warknęłam zła.
- Ja mówię samą prawdę. To jak? - uniósł pytająco brew.
- Czuję się dobrze, naprawdę.
- Och, niech ci będzie... Powiedzmy, że ci w to wierzę - zaśmiał się i usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. Przyciągnął mnie do siebie. Nie stawiałam się. - Nie mogę się doczekać kiedy wyjdziesz z tego szpitala, kiedy już wrócisz do domu... Nie mam kogo przytulać przed snem, i kogo tulić w śnie. Tęsknię Angeles... Bardzo...
Uśmiechnęłam się leciutko... To było takie słodkie, ale i zarazem smutne. Chciałabym wiedzieć o czym on mówił. O jakim silnym uczuciu. O jak wielkiej miłości. Przywarłam jeszcze bardziej do Germana.
- Kocham cię... - szepnął mi do ucha. Ucałował moją głowę. Jak ja chciałam przypomnieć sobie wszystko. Chciałam wiedzieć czy te słowa są prawdziwe. Mieć stuprocentową pewność. Teraz jedynie mogłam mu wierzyć, i nic więcej.
- German, opowiedz mi coś o sobie - poprosiłam go. - Czym się zajmujesz? Gdzie mieszkasz? Co lubisz? Jak masz w ogóle na nazwisko?
- Hm... Dużo pytań. W ogóle jesteś bardzo rozmowna, w porównaniu z wczorajszym dniem...
- Heee... - westchnęłam. - To się ciesz.
- Cieszę się, i to bardzo. Mam nadzieję, że jutro też sobie porozmawiamy.
- A odpowiesz mi na pytania?
- Pewnie... A więc tak... Nazywam się Castillo, German Castillo. Jestem z zawodu inżynierem, obecnie pracuję nad dość skomplikowanym projektem,  dbam o to by żyło się lepiej. Chcę, pragnę by zostawić ten świat w jak najlepszym stanie dla naszych dzieci, pokoleń... - uśmiechnął się słabo.
- Czyli naprawiasz to co zniszczyliśmy? - uniosłam pytająco brew.
- Można tak powiedzieć... Zależy mi by żyło się lepiej.
- Bardzo to jest szlachetne.
- Do bycia szlachetnym brakuje mi dużo... Naprawdę dużo - rzucił smutno.
- Ale czemu?
- Popełniłem wiele, wiele błędów. Dokonałem złych wyborów.
- Każdy ich przecież dokonuje, i to codziennie... Musimy wybrać źle by się nauczyć wybierać dobrze. Uczymy się na błędach, nieprawdaż?
- Taaak... Prawda... Ale do dziś nie mogę sobie tego wybaczyć. Skrzywdziłem bliskie mi osoby...
- Na przykład kogo?
- Na przykład moją córkę, Violettę. Wywoziłem ją z miasta do miasta. Gdy tylko coś mi się nie podobało, wyjeżdżałem. Zmieniałem tak często miejsce zamieszkania, że nie potrafię zliczyć ile razy. A Viola na tym najbardziej cierpiała. Nie miała normalnego życia. Nie chodziła nawet do szkoły, miała guwernantkę...
- Guwer...coo? - przerwałam mu zdziwiona.
- Guwernantka to taka osoba, która uczy i zajmuje się dzieckiem, taka nauczycielka domowa.
- Ahaa...
- Kontynuując i wnioskując, nie wymieniając dalej. Skrzywdziłem ją, swoją własną córkę. Moje oczko w głowie.
- Ale to już przeszłość?!
- Tak, i bardzo się z tego cieszę. Wszystko uległo zmianie, poprawie. A to właśnie ty wpłynęłaś na mnie.
- Ja? - zdziwiłam się.
- Tak... To ty mnie zmieniałaś. Pokazałaś mi jaki może być świat. Dowiedziałem się co to jest prawdziwa i bezgraniczna miłość. Uświadomiłaś mi bardzo wiele... Mógłbym ci za to dziękować codziennie.
Lekki rumienieć wpełzł mi na twarz. Czemu on musi mnie tak zadziwiać? Czemu nie może mówić o czymś normalnym, o czymś co mnie nie zdziwi, nie zaciekawi.
- Miłość potrafi zmienić człowieka.
- Tak sądzisz? - spytałam. Był to odważny wniosek.
- Jestem pewien w stu procentach a nawet i dwustu - zaśmiał się, i to bardzo uroczo.
- Jesteś bardzo pewny siebie, Germanie Castillo.
- Jak wyjdziesz, to zabiorę cię w podróż. Uciekniemy na jakiś czas stąd. Gdzieś gdzie nikt nas nie znajdzie. Będziemy tylko my, i nikt więcej. Bez problemów, zmartwień. Tylko ty i ja - szepnął mi na ucho.
Zarumieniłam się, a raczej to już spaliłam buraka. Było to naprawdę słodkie i w ogóle urocze, ale... No właśnie, jest ale. Ja nic nie pamiętam. A co jeśli  sobie niczego nie przypomnę? Co jeśli mój zanik pamięci zostanie na zawsze? Jak mam oddawać jego uczucie?
- O czym tak myślisz? - spytał podnosząc się gdy przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam, gdy myślałam.
- O niczym - odwróciłam od niego wzrok.
- Nie kłam - ostrzegł mnie. - Widzę to po twoim zachowaniu... Co się stało?
Odwrócił moją głowę do siebie. Zmusił bym patrzyła mu w oczy. " Nie, nie zatracaj się w tych pięknych oczach" powtarzałam sobie. Jednak to było trudne, a nawet prawie niemożliwe.
- Co się stało, że nagle przestałaś się uśmiechać? - delikatnie przejechał kciukiem po moim policzku. Tam gdzie mnie dotknął poczułam dziwne mrowienie. Jakby prąd tam przeszedł. - Ej, mi możesz powiedzieć wszystko. Mogę nie pochlebiać tego, ale zrozumiem.
- German... -szepnęłam. - A co... A co jeśli... - urwałam. Nie mogłam tego powiedzieć. Nie mu. Zezłości się na mnie tylko. Zdenerwuje się i sobie pójdzie.
- A co jeśli..? Dokończ - nalegał.
- A co jeśli... A co jeśli... jeśli... jeśli przegapiłam obiad? - wypaliłam nawet nie wiem kiedy. Nie chciałam go okłamywać, ale nie miałam innego wyjścia. Nie potrzebnie zaczęłam mówić.
- Angie... - spojrzał na mnie surowo. Chyba się domyślał, że to nie w tym problem. - Proszę, nie bawmy się w to... Powiedz otwarcie o co chodzi...
- Ale ja się w nic nie bawię!
- Mnie nie okłamiesz, nie teraz kiedy nie wiesz jak to zrobić bo mnie nie znasz.
- No właśnie, nie znam cię - German wyprostował się nagle jakby ktoś mu w plecy włożył prosty kij. - Skąd mogę wiedzieć, że mnie nie okłamujesz?
- Okłamuję? - zdziwił się. - Angie, jesteś ostatnią osobą, którą bym próbował okłamać. Skąd ci to przyszło do głowy? Czemu tak pomyślałaś?
- Skąd mam wiedzieć, że teraz też mówisz prawdę?!
- Angie? - szepnął lekko wystraszony?. - Angieee...  - złapał się za głowę. - Angie, nie pleć bzdur! Błagam cię!
- Bzdur? - zakpiłam. Czy on w ogóle wiedział o czym mówię? Chyba nawet nie starał się mnie zrozumieć.
- Angeles, moja kochana Angeles - zaczął. Złapał mnie za ramiona. - Kocham cię najbardziej na świecie. Wiem,że ty mnie też kochasz, prawda? - zerknął na mnie z nadzieją w oczach. Chciał bym potwierdziła to co powiedział. Jednak co ja mogłam zrobić?
- German, nie zaczynaj, proszę - szepnęłam bezradnie.
- Nie Angie. Nie odpuszczę. Miłość polega na wzajemnym zaufaniu. Tylko o to proszę, zaufaj.
- Ale jak?
- Angie... Angie, tak po prostu, z serca. Uwierz i poczuj.
Westchnęłam. I co ja mam teraz zrobić? Niby są tylko dwie opcje, ale którą wybrać, która jest lepsza od drugiej? Przymknęłam oczy i chwile się zastanowiłam.
- Powiedzmy, że ci ufam - zaczęłam.
- Powiedzmy?! - oburzył się i wszedł mi w słowo. - Angie, albo mi ufasz i wierzysz, albo nie. Nie ma "powiedzmy"!
- Dobra, ufam ci. Nie wiem czemu, ale nie potrafię ci nie uwierzyć. Pasuje? - warknęłam zła. German nic nie odpowiedział tylko przybliżył się do mnie i pocałował. Krótko, ale czule. - Co to ma znaczyć? - spytałam zdezorientowana jego czynem.
- Zawsze to pomagało ci się uspokoić jak byłaś zdenerwowana, i jak widzę, tym razem też zadziałało - zaśmiał się lekko. - A też to jest taki mały sposób na to byś zamilkła. Czasami potrafisz być nieznośna.
- Hej - jęknęłam i szturchnęłam go w ramię.
- Dobra, dobra... Żartowałem - uniósł w geście obrony ręce.
- No ja myślę. He hee.. - zaśmiałam się i przytuliłam się do niego. Lekko go chyba tym zaskoczyłam. Dopiero po chwili mnie przytulił. Delikatnie pogłaskał mnie po głowie.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze - szepnął, albo ja niedosłyszałam. Czułam, że zaraz zasnę. Całe ciało zrobiło się dziwne giętkie. Bezwładnie oparłam się o Germana. - Angie? - uniósł moją twarz. Powieki mi się zamykały. - Angie? - szepnął już bardziej wystraszony.
- To pewnie od leków - szepnęłam bezradnie i opuściłam głowę. - Wiesz co German, choć cię nie pamiętam, to kocham cię na zabój. Mam ochotę na ciebie tu i teraz! - zaśmiałam się. - Proszę, uszczęśliw swoją pynie.
- Ciii... Nic nie mów - szepnął mi na ucho. - To tylko skutek uboczny pewnie któryś leków.
- Kocham cię Germanie Castillo... Chcę się pieprzyć z tobą o każdej porze dnia i nocy, w każdym miejscu. Będziemy mieć tyle dzieci ile tylko sobie zamarzysz... Dam ci wszystko. Dam ci całą siebie.
- Dobrze, dobrze... - westchnął bezradnie. - A teraz się połóż. Prześpij się. Odpocznij. Dobrze to ci zrobi.
- Ale ja nie chcę spać - naburmuszyłam się, gdy próbował mnie siłą położyć na łóżku.
- Angie proszę.
- Och dobrze. Zrobię to tylko dla ciebie skarbie - uśmiechnęłam się szeroko i posłusznie położyłam się. Niby nie chciało mi się spać, jednak szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.

- Ej, wjedźmy jeszcze na stację benzynową, kupimy jakieś żarełko - zaśmiała się Patricia.
- Noo...! Właśnie! U nas w domu dokończymy świętowanie! - zatriumfował jej Alex.
Po 10 minutach byliśmy już na stacji benzynowej.
- Gery, idziesz? - spytał Alex dziewczynę o można by powiedzieć fryzurze w nieładzie.
- Z tobą? Wszędzie - zaśmiała się.
- To my, zostaniemy tu - zaśmiała się Patricia spoglądając na Oliver'a.
- Tak to ja idę z wami - zaśmiałam się pokazując na Grey i Alex'a. Szybko wyskoczyłam z samochodu.
- Angie... - zawołała za mną Pati. - Czekaj!
Zatrzymałam się i odwróciłam się do niej.
- Tak?
- Hm... Jakby to powiedzieć, mam nadzieje, że nie czujesz się jakoś dziwnie...
- Jak piąte koło u wozu? - spytałam. - Nie, nie czuję się tak. - odparłam szybko. -  Choć szkoda, że nie świętuje swoich osiemnastych urodzin z Dante, ale wy jesteście moimi przyjaciółmi. Spędzam czas z przyjaciółmi. I jestem szczęśliwa. Bardzo. A teraz - wskazałam na mały sklepik. Patricia uśmiechnęła się szeroko. Dogoniłam Gery i Alex'a. Byli naprawdę śliczną parą. A ich miłość była piękna i prawdziwa.
- Ja idę po jakieś pączki, rogale itp. - rzekłam do pary przy wejściu. - Spotkamy się przy kasie za chwilę.
- Ok  - zawołali jednocześnie i poszli w drugą część niedużego sklepu. Przeszłam szybko między regałami, zapakowałam do reklamówki kilka rogali, pączków i precelków. Skierowałam się w stronę kasy.
- I co tam wzięliście? - spytałam zbliżającej się pary. - Mam nadzieję, że jakieś dobre picie i przekąski.
- No pewnie - zaśmiał się Alex. - Ja tylko biorę to co najlepsze.
Pocałował Gery.
- Hej, amory, koniec tego dobrego - pstryknęłam palcami im przed twarzami.
- Jesteś zła bo nie ma z nami Dante'go - zaśmiała się Gery.
- Wcale, że nie... - wzięłam od nich resztę naszych zakupów. - Wy dokończcie, to co zaczęliście i widzimy się za chwilę przy kasie. - odwróciłam się do nich tyłem. - Wy płacicie! - zawołałam znikając między pólkami prowadzącymi do kasy. Położyłam produkty na blacie i czekałam na gołąbeczki. Dziwne, bo nikt nie stał za kasą. Przecież typowy złodziejaszek już by skorzystał z takiej okazji i ukradł by pieniądze. - Przepraszam, jest tu ktoś! - zawołałam. Zaczęłam rozglądać się.
- Angie? Czemu się nie kasujesz? - spytał Alex podchodząc.
- A jak myślisz? Nie ma tu nikogo chyba, kto mógł by nam pomóc - wzruszyłam ramionami.
- Może na zapleczu? - rzekła Gery pokazując na otwarte drzwi w oddali. Chciałam już iść w tamtą stronę, ale powstrzymał mnie Alex.
- Lepiej będzie jeśli ja to sprawdzę - rzekł wyprzedzając mnie i udając się do drzwi. Uważnie mu się przyglądałyśmy z Gery. Obie się o niego bałyśmy. Po chwili usłyszałyśmy jego krzyk. - Chryste!
- Alex, co jest? - szybko do niego podbiegłam. Jednak to co zobaczyłam, praktycznie ścięło mnie z nóg. Na zapleczu sklepu leżał trup. Cały zakrwawiony. - O matko...
- Wynośmy się stąd! - rozkazał Alex łapiąc mnie za nadgarstek. - Gery, idź do samochodu! - krzyknął do dziewczyny, jednak ta nie zamierzała go posłuchać.
- Alex, my musimy wezwać policję - wyrwałam mu się.
- Nie, a co jeśli ten morderca jest tu nadal!
- To tym bardziej! Ja się go nie boję! - oświadczyłam.
- A powinnaś, widać, że ten ktoś jest uzbrojony, ma broń! - warknął zły pokazując na drzwi magazynu, za którymi leżał, no trup.
Nagle drzwi sklepu się otworzyły, i ktoś wszedł do środka. Było to dwóch mężczyzn. Obaj byli bardzo umięśnieni i groźni. Odruchowo zrobiłam krok w tył.
- Witamy, witamy - zaśmiał się za nami męski głos. Odwróciłam się w tamtą stronę. W drzwiach stał kolejny, trzeci mężczyzna. Był bardzo podobny do reszty, a nawet wydawał się silniejszy. W lewej dłoni trzymał broń, pistolet.
- Myyy... My nie chcemy problemów - rzekł Alex.
- Wiemy o tym - zaśmiał się jeden z nich. Powoli zbliżali się do nas. Każdy ich krok sprawiał, że jeszcze bardziej zbliżałam się do Alex'a.
- Spokojnie - szepnął prawie niesłyszalnie. Czułam, że strach zaraz przejmie władzę nade mną.
- Ale niestety, musimy was zabić - rzekł jeden z nich, mający na twarzy bliznę. - Widzieliście zbyt dużo - wyciągnął zza kurtki pistolet.
- Może się dogadamy? - próbował Alex coś zrobić.
- Nikomu nic nie powiemy - dodałam z nadzieją, że da się ich jakoś przekonać by nas wypuścili.
- Kusząca propozycja. Ale, nie!
"Blizna" szybko doskoczył do mnie, złapał mocno za ramię i pociągnął za sobą.
- Zostaw ją! - krzyknął za nim Alex. Chciał pomóc, ale sam został ujęty. Mężczyzna przystawił mi do szyi pistolet. Oddech przyspieszył mi a nóg to prawie nie czułam, i ledwo na nich stałam. Gery też była tak jak ja uwięziona. Alex'a mężczyzna aż przewrócił i przygniótł swoim ciałem.
- To powiedz, która to twoja dziewczyna? - rzekł oprawca Alex'a. - Blondi czy brunetka?
Alex gwałtownie próbował się wyrwać przeciwnikowi. Nie udało mu się to jednak, a jeszcze został skopany.
- Nie - szepnęłam.
- A więc to ty jesteś tą szczęściarą? - zaśmiał mi się do ucha. Przycisnął mi jeszcze bardziej broń do skóry.
- Będziesz miał okazję patrzeć jak zabijam twoją ukochaną - zaśmiał się szyderczo mężczyzna, który widocznie był ich przywódca, ale też teraz wystawiał na próbę Alex'a.
- Nie! - krzyknęła przez łzy Gery.
- Zostawcie je! - warknął zły Alex.
- Nudzi mnie już to twoje zimne zachowanie. Trzeba cię trochę przykrócić! - krzyknął i kopnął Alex'a w brzuch. Potem kolejny i kolejny raz. Chłopak zwijał się z bólu.
- Zostawcie go! - łkała Gery. Wyrwała się przeciwnikowi i dobiegła do ukochanego. Przykucnęła przy nim. Wzięła jego twarz w dłonie.
- Co to ma być? - warknął "blizna". Odstawił broń ode mnie i wymierzył w parę. Z łatwością pociągnął za spust. Nie jeden czy dwa razy, ale oddał po pięć strzałów na osobę. Krew zaczęła lecieć strumieniami.
- Nieee...! - krzyknęłam przez łzy.





******
Po trochę dłuższym czasie, zawitałam z 21. 
Dużo dialogów, aż za moim zdaniem.
Trochę go spaskudziłam, chyba z cztery razy próbowałam poprawić, zmienić, ale nic to nie dało, więc mamy to oto ^^
A waszym zdaniem, jak wypadła dwudziestka jedynka ??

Ściskam - Sanna ;)

Ps. Do osób, które wybierają się na VL, udanej zabawy!!! Pokażcie, że to w Polsce są najlepsi fani na świecie. 
Aaaa... i pozdrówcie Claritę, jeśli ją spotkacie, bo na bank przyjedzie z Diegusiem... :*

2 komentarze:

  1. Germangie, tyle Germangie.... tyle wygrać **, muaaa, po prostu muaaa. German taki niepowtarzalny romantyk, nje podobne do niego. Hmmmm skutki uboczne tych leków były... łooou, już wiem żeby przypadkiem nigdy ich nje przedawkować. Co oznaczał ten sen ??,a może to wspomnienie.. z trupem, ale wspomnienie :D. Super czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehee... Tylko nie przedawkuj!!!
      Germuś stęsknił się za Angie....
      Z tymi lekami to chyba trochę przegięłam... Hehhee :D
      Jak już to dwoma trupami...ale ciii... Nie zdradzę o co chodzi z tym ^^
      Dzięki :*

      Usuń