poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 18


- Pani Angeles, proszę wstawać, pani Angeles pobudka – usłyszałam nad sobą głos pani Hooch. Nie miałam jednak ochoty się budzić. Chciałam choć trochę jeszcze pospać. Przynajmniej we śnie nie czułam bólu. Jednak głosy stały się bardziej wyraźnie. Po chwili otworzyłam zaspane oczy. Światło z początku mnie oślepiło, ale szybko się przyzwyczaiłam.
- Panno Angeles, proszę powiedzieć jak się pani czuje? Jak sądzę, leki przeciwbólowe pomogły? – spytała się uprzejmie kobieta. Pokiwałam głową i przymknęłam na moment oczy.

„Kto to niby jest? – powtórzył. –To ty! To ty, Angie! Moja Angie!

Cały czas te słowa krążyły mi po głowie.  M o j a  Angie. Choć byłam wtedy bliska uśnięcia, zapamiętałam te słowa. „ Moja Angie” – powiedział to z takim uczuciem. Ta nadzieja w jego głosie. Chyba musi mu na mnie zależeć. Uniosłam powieki. Pani doktor rozmawiała szeptem z pielęgniarką. Tam gdzie zawsze, czyli po mojej prawej stronie, siedział On. Przysłuchiwał i przyglądał się dwóm rozmawiającym kobietom. Dopóki nie zwracał na mnie większej uwagi, mogłam mu się przyjrzeć. Na pewno miał przepiękne, czekoladowe oczy i czułe usta o czym się już przekonałam. Brązowe włosy, pewnie przeczesywane były dłonią nie jeden raz bo były w lekkim nieładzie. Na twarzy miał wymalowane zmęczenie, ale można było poczuć od niego tylko radość i ulgę. W głębi serca pewnie się cieszył. Szerokie barki okryte były koszulą, gdzieniegdzie wygniecioną. W końcu łóżka spoczywała jego marynarka.
Cały czas trzymał moją prawą dłoń. Trochę mnie to denerwowało. No bo ja go nie pamiętam, a może i nie znam. A On, robi to…
- Dobrze, dobrze… - rzekła pani Hooch. – Ale najpierw musimy zrobić badania kontrolne.
- Dobrze – szepnęła pielęgniarka i szybko wyszła.
- Nooo… - odwróciła się do mnie. – To jak, panno Angeles? Boli coś panią? – spytała się uprzejmie. Próbowała być chyba bardziej miła niż mogła być. Brunet od razu zerknął na mnie, wyczekując odpowiedzi. Pokiwałam tylko głową.
- Hm… - westchnęła pani Hooch. Podeszła i przysiadła na łóżku, kładąc jedną dłoń na drugiej. – Domyślam się, że nie chce pani ze mną rozmawiać. Rozumiem to doskonale. Jednak do określenia pani stanu zdrowia nie wystarczą mi tylko potwierdzenia głową. Muszę wiedzieć dokładnie co panią boli i gdzie. Dlatego proszę, niech pani z nami współpracuje. – urwała na chwilę. – A więc, boli coś panią?
Odruchowo pokiwałam głową. Pani Hooch lekko pokręciła głową i odchrząknęła.
- Więc boli coś panią? – powtórzyła. Domyśliłam się, że nie odpuści tak łatwo. Przełknęłam głośno ślinę i szepnęłam:
- Tak.
- A co dokładnie? Noga? Ręka? Głowa? Może plecy, żebra?
- Nie, nie wiem… - wydukałam. – Wszystko…
- Wszystko?- powtórzyła ze zdziwieniem. – A silny jest ten ból?
- Nie, chyba nie… Nie wiem…
- Ale odczuwa pani bodźce z otoczenia?
- Tak – odruchowo pokiwałam głową. Chciałam żeby pani Hooch jak najszybciej sobie poszła. Chciałam się Go o coś zapytać dopóki pamiętałam.
- To dobrze… Hm.- zadumała się w rozmyśleniach. – A może… pani bardziej zmęczenie odczuwa jako ból? Na tym poziomie leczenia ból powinien być nikły. Leki, które pani podawaliśmy, były naprawdę silne.
- Nie wiem… Być może – westchnęłam.
- Hm.. Zrobimy tak – zaczęła wstając. – dzisiejsze badania przesuniemy na jutrzejszy dzień. Niech pani sobie odpocznie i się odpręży. A gdyby coś było nie tak, to proszę mnie wezwać. Dobrze?
Pokiwałam tylko głową twierdząco.
- To dobrze – rzuciła i opuściła salę. Od razu odwróciłam głowę w stronę okna. Miałam nadzieję, że tam znajdę jakieś ukojenie. Sala była w nudnych kolorach. Jednak z okna dojrzałam tylko szare niebo. Pewnie dochodziła już pora kolacji.
- Zobaczysz – usłyszałam Jego głos. – Wszystko będzie dobrze.
Chciałam wierzyć w te słowa, ale jakoś nie potrafiłam. Coś mi mówiło, że nigdy nie będzie dobrze. Że zawsze coś będzie, coś się stanie.
- Jesteśmy z tobą – przejechał kciukiem po wierzchu mojej prawej dłoni. – Wszyscy.
„Wszyscy” Czyli kto? Kto jest ze mną? Kto się o mnie może martwić, może tęskni?
No kto?!
Czemu nie znam na te pytania odpowiedzi? Gdzie one są?
Dlaczego nic nie pamiętam?
Dlaczego???
Dlaczego!!!
Wyrwałam dłoń z Jego uścisku, i na ile to było możliwe, przewróciłam się na lewy bok, by nie musieć na niego patrzeć.
- Wiem, że to musi być dla Ciebie trudne – westchnął. – No tak! Ty nic nie pamiętasz, a ja ci nie wiadomo co mówię. O matko! Co ze mnie za idiota! – warknął zły na siebie. – Głupek! Wielki Głupek!
Obwiniał się jakby nie tylko o to co powiedział, ale też o to co się wydarzyło.
- Nie mów tak – szepnęłam, nie wiem czemu, bliska płaczu. Zabolało mnie, że się tak strasznie obwinia. – proszę.
- Dobrze – odparł i położył dłoń na moim ramieniu. -   I przepraszam. Za wszystko. Za to co się wydarzyło, ale i to co się wydarzy. Przepraszam Cię, skarbie. I choć pewnie nie rozumiesz moich słów. kocham Cię. Kocham Cię najmocniej na świecie. A tęsknię jeszcze bardziej, za moją Angie. Za moją małą Angie.
Rozpłakałam się. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nawet nie wiedziałam dlaczego.





******
Trochę zajęło napisanie tego rozdziału, ale no nie miałam pomysłu.
I tak nie wyszedł tak jakbym chciała. 
Ale mam nadzieję, że to ^^ się podobało. 
Jeśli tak, to zostaw swoją opinię. Może zmotywujesz mnie do napisania następnego rozdziału ;)

Ściskam ~ Sanna :D


niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 17

Ból.
Straszny .
Wielki.
To jedyne co teraz czułam.
Oczy miałam zamknięte, a powieki były bardzo ciężkie. Nie miałam nic siły. Jakby ktoś mi je odebrał. Cały czas błądziłam w błogim śnie, bez końca. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nikogo przy mnie nie było.
Jednak z upływam czasu, odczuwałam wszystko bardziej. Ból się wzmocnił, otoczenie jakby stało się wyraźniejsze. Po dźwięku musiałam poznawać, czy ktoś jest niedaleko, czy też nie. Często jakaś dłoń łapała moją prawą i trzymała. Przez długi czas. Raz mocniej, a raz lżej. Całowano też ją. Ciekawiłam się kto to jest. Nie pamiętałam kto to może być.  Nic mi nie przychodziło do głowy. Chciałam coś zrobić, obudzić się, choć na chwilę, ale moje ciało jakby było przeciwko mnie. Nic nie mogłam. Czułam się jakbym była więźniem we własnym ciele.
Jedno, jedyne  zdanie, które wyłapałam całe, musiało być wypowiedziane przez mężczyznę. Piękny, melodyjny, a zarazem smutny i zmartwiony głos, powiedział: 

”Tęsknię, i to bardzo… Bez ciebie w moim życiu pojawiła się pustka. Wielka. Ogromna. Którą to ty możesz zapełnić. Proszę, obudź się. Wróć do mnie, kochanie.”  

To było jedyne co mi dodawało wiary. Wiedziałam, że ktoś tam na mnie czeka. Wierzyłam, że te słowa przyciągną mnie do tej osoby, która je wypowiedziała, do tego pięknego głosu. Jednak jedyną przeszkodę do szczęścia musiałam sama pokonać. To ja musiałam pokonać swoją słabość, a On jedynie mógł mi dodać siły.


Znów mnie złapano za dłoń. Bardzo delikatnie. Jakby się bał ten ktoś, że złamie mi ją, ściskając mocniej. Teraz dopiero zorientowałam się, że moja lewa ręka jest zgięta w łokciu. I chyba w coś włożona. Nogę prawa za to miałam lekko uniesioną. 
Czemu? 
Nie miałam pojęcia, ale chciałam się dowiedzieć. 
Co tak właściwie się stało? 
Czemu się nie budzę? 
Nie wiedziałam też czemu gdy On mnie dotyka, serce biło mi szybciej. Lub jakoś inaczej. 
Przy Nim moje ciało robiło się jakoś dziwne.


W końcu jednak się przełamałam. Przezwyciężyłam swoją słabość. Słyszałam coraz więcej. Tak jakbym wynurzała się z wody. Delikatnie ruszyłam jednym palcem, później kolejnym i kolejnym, aż całą dłonią. Po chwili rozległy się głosy, z każdą sekundą słyszałam je coraz lepiej. Byłam coraz bliżej ich. Aż w końcu otworzyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Jednak coś miałam na twarzy. Przeszkadzało mi w oddychaniu. Szybko jednak ktoś mi to zdjął. Mrużąc oczy wzięłam kolejny oddech. Tym razem było dobrze. Otworzyłam oczy, po przyzwyczajeniu się do światła. Nade mną stało kilka osób. Po lewej dwie tak samo ubrane kobiety i jedna trochę inaczej, a po prawej młoda dziewczyna i wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Wszyscy wpatrywali się we mnie z radością wymalowaną na twarzach. oddychałam powoli. Chwilę ciszy przerwała kobieta, która stała najbliżej mnie. Na sobie miała granatowy fartuch lekarski.
- W-witam… Jestem pani Hooch i zajmuję się panią. Proszę mi powiedzieć, słyszy mnie pani?
Przez chwilę na nią spojrzałam i tylko potwierdzając jej słowa, kiwnęłam głową.
- Dobrze. Jest z panią kontakt. A boli coś panią?
Jednak puściłam jej pytanie mino uszu. Rozejrzałam się po wnętrzu Sali. Białe ściany ozdobione kilkoma pejzażami w ramkach, tego samego koloru sufit. Pomieszczenie było wszechstronne. Nie było innego łóżko niż mojego. Stały za to dwa kremowe fotele i brązowy stolik. Okno było odsłonięte i do środka wpadały promienie słońca. Za mężczyzną, trochę dalej, przy ścianie była komoda, a dalej drzwi. Po obu stronach łóżka stały nieduże szafki.
- Boli coś panią? – powtórzyła kobieta. Spojrzałam w sufit i znów pokiwałam głową. Tak naprawdę bolała mnie każda najmniejsza część ciała. Dziwiłam się, że jeszcze z bólu nie płaczę.
- Hm – westchnęła pani Hooch. – Proszę podać pacjentce leki przeciwbólowe – zwróciła się do jednej z dwóch tak samo ubranych kobiet. Ta natomiast pokiwała głową i wyszła.
- Proszę wezwać do mnie ordynatora. Powiedz, że to pilne – zwróciła się tym razem do drugiej i ta tak samo jak pierwsza, przytaknęła i wyszła.
- Zaraz dostanie pani środki przeciwbólowe. A później, jeżeli będzie możliwość, zrobimy prześwietlenie i  tomografię głowy – rzekła i wyszła. Młoda dziewczyna zaczęła nagle płakać. Nie rozumiałam czemu. Może coś się stało. Obeszła moje łóżko i usiadła po mojej lewej stronie. Uważnie mi się przyglądała, ale nic nie mówiła, tylko cicho płakała. Mężczyzna usiadł za to po mojej prawej stronie i ukrył moją dłoń w swoich. Do dłoni miałam coś przyklejone. Odchodziła od tego cieniutka rurka. Podążyłam za nią aż do maszyny gdzie się kończyła. Było tam dość dużo guzików i kolka kolorowych kresek. Zauważyłam, że mężczyzna poszedł za moim wzrokiem, bo też spojrzał na urządzenie. Chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Nagle dziewczyna zerwała się z miejsca i otarła łzy. Ucałowała mój policzek i szybko opuściła salę. Byłam zdziwiona jej zachowaniem. Nie wiedziałam o co jej chodziło. Nie wiedziałam też kim Ona jest.

Do sali weszła pielęgniarka. Nie zwracałam na nią jakoś uwagi. Stanęła przy łóżku.
- Proszę to zażyć. Ukoi, choć trochę ból – rzekła podając jakąś tabletkę i szklankę z wodą. Mężczyzna jak na zawołanie, puścił moją dłoń. Powoli ją podniosłam. Nie miałam za nic siły. Drżącą dłonią wzięłam tabletkę. Była biała i nieduża. I to ma mi pomóc? Nagle ktoś podniósł mnie lekko. Bardzo powoli. Jednak nawet to przysporzyło mi ogromny ból. Zacisnęłam oczy próbując nie krzyczeć czy wyć. Choć to było trudne.
- Zaraz przestanie panią boleć – zapewniła mnie kobieta. Powoli przybliżyłam lekarstwo do ust i położyłam na języku. Pielęgniarka podała mi kubek, ale mężczyzna go wziął i pomógł mi się napić. Tabletka trafiła na swoje miejsce. Uniosłam lekko wzrok do góry i natrafiłam na piękne, czekoladowe tęczówki, które wręcz mnie zahipnotyzowały. A nawet nie wiedziałam czemu, oddech stał się nierówny a serce łoskotało mi przeraźliwie głośno. Bałam się, że ktoś je usłyszy prócz mnie. On, uśmiechnął się i położył mnie na poduszce.
- Lek za chwilę może zacząć działać – zwróciła się do mężczyzny, kobieta. – Więc jeżeli chce pan porozmawiać z pacjentką, to proszę to zrobić dość szybko. Często osoby pod działaniem tego leku majaczą lub bełkocą, a czasami po prostu zasypiają .
Mężczyzna tylko przytaknął. Pielęgniarka od razu wyszła z Sali. 
Znów usiadł koło mnie, i znów złapał moją prawą dłoń. Nie wiem czemu, ale nie chciałam patrzeć mu prosto w twarz. Bałam się, że znów te jego tęczówki mnie zahipnotyzują. Spojrzałam tak to w przeciwną stronę. Po chwili poczułam, że środek przeciwbólowy zaczyna działać. Bardzo powoli, ale zaczynał.
- G-gdzie  j-ja  j-jestem – wydukałam cicho.
- W szpitalu św. Pio – odparł po chwili.
- W?
- W? Buenos Aires, Argentyna – odparł zdziwiony moim pytaniem.
- Hm – westchnęłam. Przynajmniej coś już wiedziałam, zapewniłam się w duchu.
- Mogłabyś na mnie spojrzeć – poprosił. Jednak nie wykonałam jego prośby. – Proszę, spójrz na mnie. Na chwilę – błagał. Leki zaczynały już bardziej działać. A co mi tam. Mogę na niego spojrzeć. Odwróciłam głowę i od razu utonęłam w jego oczach. Takich pięknych.
- Nic nie pamiętasz, Angie? – spytał powoli.
- A kto to niby jest ta Angie? – zakpiłam.
- Kto to niby jest? – powtórzył. – To ty! To ty, Angie! Moja Angie!
Powieki nagle stały się jakoś dziwnie ciężkie. Już czułam, że sen nadchodzi. Ucieczka od bólu.
- Nie! – krzyknął mężczyzna. Ujął moją twarz w dłonie i lekko nią potrząsnął. – Nie, nie zasypiaj! Angie nie! – opanował się jednak szybko. – Powiedz mi, pamiętasz coś?- w jego głosie słychać było ogromną nadzieję. – Cokolwiek – nalegał. 
Niestety pokręciłam przecząco głową i zasnęłam. 





******
Hola!!!
Witam wszystkich po wielkich zmianach! 
Mam nadzieję, że się podobają :)
I przepraszam, że w ciągu dzisiejszego i wczorajszego dnia nie mogliście wejść na bloga, ale niestety ale takie kroki z mojej strony musiały zostać niestety podjęte. 
Ale już jest, więc się cieszmy!!!
Komentujcie, motywujcie bo wena coś stanęła i nie chce się ruszyć!!!

Ściskam ~ Sanna :D

sobota, 8 listopada 2014

Stokrotne dzięki :*

Siema, siemka!!!
Przybywam do Was z kilkoma ogłoszeniami...(tak mi się wydaje)



A pierwsze co, to DZIĘKUJĘ, że tak chętnie odwiedzacie i czytacie moje wypocinki...

Właśnie wczoraj przekroczyliście 6.000 wyświetleń.
DZIĘKI, DZIĘKI i jeszcze raz DZIĘKI :D



A teraz, jak to się mówi, parę ogłoszeń parafialnych.. he hee
Rozdziału jeszcze nie ma, całego....
Mam mały brak weny i potrzebuję jakiegoś natchnienia...
Jednorazówka też stoi w miejscu, niestety :(

Nie będę nie wiadomo czego tu pisać, czemu nie było żadnego posta.
Byłam zbyt często chora, a zaległości się zrobiły gigantyczne i muszę to jakoś nadrobić.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wytrzymacie jeszcze trochę do jakiegoś dłuższego postu,co?!

A tym bardziej! Szykują się WIELKIE zmiany!!! 
Nie powiem co konkretnie...
Wiem, zła jestem!

Jak chcecie szybciutko next to motywujcie, piszcie wszystko co wam przyjdzie do głowy, każdy pomysł może się przydać... 

Jeszcze raz dzięki i do przeczytania niebawem :D
~Sanna :)