- Pani Angeles, proszę wstawać, pani Angeles pobudka – usłyszałam nad sobą głos pani Hooch. Nie miałam jednak ochoty się budzić. Chciałam choć trochę jeszcze pospać. Przynajmniej we śnie nie czułam bólu. Jednak głosy stały się bardziej wyraźnie. Po chwili otworzyłam zaspane oczy. Światło z początku mnie oślepiło, ale szybko się przyzwyczaiłam.
- Panno Angeles, proszę powiedzieć jak się pani czuje? Jak sądzę,
leki przeciwbólowe pomogły? – spytała się uprzejmie kobieta. Pokiwałam głową i
przymknęłam na moment oczy.
„Kto to niby jest? – powtórzył. –To ty! To ty, Angie! Moja Angie!
Cały czas te słowa krążyły mi po głowie. M o j a
Angie. Choć byłam wtedy bliska uśnięcia, zapamiętałam te słowa. „ Moja Angie”
– powiedział to z takim uczuciem. Ta nadzieja w jego głosie. Chyba musi mu na
mnie zależeć. Uniosłam powieki. Pani doktor rozmawiała szeptem z pielęgniarką. Tam
gdzie zawsze, czyli po mojej prawej stronie, siedział On. Przysłuchiwał i
przyglądał się dwóm rozmawiającym kobietom. Dopóki nie zwracał na mnie większej
uwagi, mogłam mu się przyjrzeć. Na pewno miał przepiękne, czekoladowe oczy i
czułe usta o czym się już przekonałam. Brązowe włosy, pewnie przeczesywane były
dłonią nie jeden raz bo były w lekkim nieładzie. Na twarzy miał wymalowane
zmęczenie, ale można było poczuć od niego tylko radość i ulgę. W głębi serca
pewnie się cieszył. Szerokie barki okryte były koszulą, gdzieniegdzie
wygniecioną. W końcu łóżka spoczywała jego marynarka.
Cały czas trzymał moją prawą dłoń. Trochę mnie to
denerwowało. No bo ja go nie pamiętam, a może i nie znam. A On, robi to…
- Dobrze, dobrze… - rzekła pani Hooch. – Ale najpierw musimy
zrobić badania kontrolne.
- Dobrze – szepnęła pielęgniarka i szybko wyszła.
- Nooo… - odwróciła się do mnie. – To jak, panno Angeles? Boli
coś panią? – spytała się uprzejmie. Próbowała być chyba bardziej miła niż mogła
być. Brunet od razu zerknął na mnie, wyczekując odpowiedzi. Pokiwałam tylko
głową.
- Hm… - westchnęła pani Hooch. Podeszła i przysiadła na
łóżku, kładąc jedną dłoń na drugiej. – Domyślam się, że nie chce pani ze mną
rozmawiać. Rozumiem to doskonale. Jednak do określenia pani stanu zdrowia nie
wystarczą mi tylko potwierdzenia głową. Muszę wiedzieć dokładnie co panią boli
i gdzie. Dlatego proszę, niech pani z nami współpracuje. – urwała na chwilę. –
A więc, boli coś panią?
Odruchowo pokiwałam głową. Pani Hooch lekko pokręciła głową
i odchrząknęła.
- Więc boli coś panią? – powtórzyła. Domyśliłam się, że nie
odpuści tak łatwo. Przełknęłam głośno ślinę i szepnęłam:
- Tak.
- A co dokładnie? Noga? Ręka? Głowa? Może plecy, żebra?
- Nie, nie wiem… - wydukałam. – Wszystko…
- Wszystko?- powtórzyła ze zdziwieniem. – A silny jest ten
ból?
- Nie, chyba nie… Nie wiem…
- Ale odczuwa pani bodźce z otoczenia?
- Tak – odruchowo pokiwałam głową. Chciałam żeby pani Hooch jak
najszybciej sobie poszła. Chciałam się Go o coś zapytać dopóki pamiętałam.
- To dobrze… Hm.- zadumała się w rozmyśleniach. – A może…
pani bardziej zmęczenie odczuwa jako ból? Na tym poziomie leczenia ból powinien
być nikły. Leki, które pani podawaliśmy, były naprawdę silne.
- Nie wiem… Być może – westchnęłam.
- Hm.. Zrobimy tak – zaczęła wstając. – dzisiejsze badania
przesuniemy na jutrzejszy dzień. Niech pani sobie odpocznie i się odpręży. A gdyby
coś było nie tak, to proszę mnie wezwać. Dobrze?
Pokiwałam tylko głową twierdząco.
- To dobrze – rzuciła i opuściła salę. Od razu odwróciłam
głowę w stronę okna. Miałam nadzieję, że tam znajdę jakieś ukojenie. Sala była
w nudnych kolorach. Jednak z okna dojrzałam tylko szare niebo. Pewnie dochodziła
już pora kolacji.
- Zobaczysz – usłyszałam Jego głos. – Wszystko będzie
dobrze.
Chciałam wierzyć w te słowa, ale jakoś nie potrafiłam. Coś mi
mówiło, że nigdy nie będzie dobrze. Że zawsze coś będzie, coś się stanie.
- Jesteśmy z tobą – przejechał kciukiem po wierzchu mojej prawej
dłoni. – Wszyscy.
„Wszyscy” Czyli kto? Kto jest ze mną? Kto się o mnie może
martwić, może tęskni?
No kto?!
Czemu nie znam na te pytania odpowiedzi? Gdzie one są?
Dlaczego nic nie pamiętam?
Dlaczego???
Dlaczego!!!
Wyrwałam dłoń z Jego uścisku, i na ile to było możliwe,
przewróciłam się na lewy bok, by nie musieć na niego patrzeć.
- Wiem, że to musi być dla Ciebie trudne – westchnął. – No tak!
Ty nic nie pamiętasz, a ja ci nie wiadomo co mówię. O matko! Co ze mnie za idiota!
– warknął zły na siebie. – Głupek! Wielki Głupek!
Obwiniał się jakby nie tylko o to co powiedział, ale też o
to co się wydarzyło.
- Nie mów tak – szepnęłam, nie wiem czemu, bliska płaczu. Zabolało
mnie, że się tak strasznie obwinia. – proszę.
- Dobrze – odparł i położył dłoń na moim ramieniu. - I
przepraszam. Za wszystko. Za to co się wydarzyło, ale i to co się wydarzy. Przepraszam
Cię, skarbie. I choć pewnie nie rozumiesz moich słów. kocham Cię. Kocham Cię
najmocniej na świecie. A tęsknię jeszcze bardziej, za moją Angie. Za moją małą Angie.
Rozpłakałam się. Łzy spływały po moich policzkach, a ja
nawet nie wiedziałam dlaczego.
******
Trochę zajęło napisanie tego rozdziału, ale no nie miałam pomysłu.
I tak nie wyszedł tak jakbym chciała.
I tak nie wyszedł tak jakbym chciała.
Ale mam nadzieję, że to ^^ się podobało.
Jeśli tak, to zostaw swoją opinię. Może zmotywujesz mnie do napisania następnego rozdziału ;)
Ściskam ~ Sanna :D
Ooooooo jak suoooooooootko boski rozdział !!!
OdpowiedzUsuńOoo....
UsuńDzięki ;)
Śpieszno ci do śmierci???
OdpowiedzUsuńPytam się poważnie.
Jeśli chcesz to mogę to szybko załatwić x_X
Nie będę się rozpisywać (bo jest za wczesna pora xD)
Zabiję cię jeśli szybko nie napiszesz dalszej części.
Rozdział supper :D
Hehehehheheeee...
UsuńNie wiem czemu, ale lubię czytać groźby :D
I ja odpowiadam poważnie :)
Dzięki Wikunio :*