poniedziałek, 29 grudnia 2014

Jednorazówka : "Uwierzyć w magię świąt"

- Nie rozumiesz, święty Mikołaj nie istnieje. Jest tylko stworzony przez ludzi. To jest taka bajeczka dla dzieci - mówiła 15-letnia Angeles do młodszej od siebie dziewczynki.
- Ale on istnieje! - krzyknęła dziewczynka i z płaczem pobiegła do swojego pokoju w sierocińcu. tak właśnie od kilku lat wygląda czas przygotowań do świąt czy same święta. Angeles rok w rok odkąd tu trafiła, rozpowiada młodszym o tym, że św. Mikołaj to wymyślona bujda. Dla niej ktoś taki nie istnieje.
- Dorosłym nie warto wierzyć! - zawołała za nią, po czym ruszyła do swojego pokoju.
- Kolejna niewinna duszyczka "nawrócona" - na drodze Angeles stanął brunet o imieniu German. Był od niej starszy o 2 lata, ale to dla niej nic nie znaczyło. Młodszy, starszy, każdy niby taki sam. Choć On był inny. Potrafił tak grać blondynce na nerwach, że nie jeden raz musiał interweniować ktoś dorosły, by nie doszło do bójki. Angeles choć była drobna, to budziła lęk, a zwłaszcza u najmłodszych. German przy niej to święty, choć nie do końca.
  Zatrzymała się metr od niego.
- Nie twój zasrany interes - warknęła. - A teraz złaź mi z drogi. No chyba, że chcesz mieć limo pod okiem.
  Brunet zaśmiał się pod nosem, ale nic nie powiedział. Odsunął się lekko w bok, ale gdy Angeles przechodziła koło niego, musiał ją szturchnąć barkiem. Odwróciła się do niego warcząc ze złości, ale już zdążył oddalić się.
  Jakim cudem istnieją takie osoby jak On, to ja nie wiem - pomyślała i z niedowierzaniem pokręciła głową.
  Ledwo weszła do swojego pokoju, a złość ponownie ją zalała. Jej dwie współlokatorki właśnie przywieszały na oknie kolorowe łańcuchy.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknęła Angeles podchodząc do dziewczyn i wyrywając im ozdobę. - Czy nie wyraziłam się jasno? Żadnych łańcuchów, bombek i czego tam jeszcze wymyślicie!
- Hej, oddaj nam to! - krzyknęła wyższa dziewczyna.
- Nie - Angeles zaczęła zbierać pozostałe ozdoby.
- Ej, nie możesz!
- To nasze!
Koleżanki próbowały odebrać blondynce swoje rzeczy, ale ona szybko wyszła z pokoju i wyrzuciła je do najbliższego kosza.
- Widać bardzo nienawidzisz świąt - zaśmiał się German. Oparł się o ścianę.
- A ty co? Śledzisz mnie? - zadrwiła.
- Muszę wiedzieć wszystko o wszystkich - wzruszył ramionami. Podeszła do niego na bardzo niewielką odległość. Odważnie spojrzała mu w oczy.
- Tylko, że ja nie jestem tymi "wszystkimi" - wysyczała Angeles i odwróciła się. Powoli ruszyła. German chciał już podejść do kosza, ale go uprzedziła.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, jasne.
I szybko pobiegła do toalety. Podeszła do umywalki i namoczyła lekko dłonie. Przetarła nimi twarz. Oparła się rękoma o umywalkę i spojrzała w lustro. W tafli widać było dziewczynę niezależną, wrogą do świata i przeciwną mu, a tak na prawdę w środku była małą i niewinną dziewczynką o blond lokach ukaraną przez życie.
- Ciekawe czy w tym roku... - ucięła mała dziewczynka na widok Angeles. Weszła do toalety w towarzystwie siostry. Bez słowa spojrzały się najpierw na siebie, potem szybko na Angeles i odwróciły wzrok. Widząc ich zachowanie, Angeles szybko wyszła z pomieszczenia.


- Już jutro wigilia... - westchnęła jakaś pięciolatka.
- Ciekawe co przyniesie nam Mikołaj.
- ...to chyba nie zasnę.
 Angeles powoli szła po posiłek przysłuchując się z niedowierzaniem rozmowom wokoło. Wszystkie były na ten sam praktycznie temat. Świąt bożego narodzenia. Z nie smakiem wzięła swoją porcję kolacji i szybko usiadła przy swoim miejscu w końcu sali przy ścianie. Zawsze sama siedziała. Nie lubiła towarzystwa innych. Każdy też wolał się cisnąć niż usiąść koło niej.
 Powoli przeżuwała chleb. Cały czas wpatrywała się w swój talerz. Nawet nie zauważyła jak ktoś do niej podszedł i usiadł koło niej.
- Hej, nie powiedziałam, że tu wolne jest - warknęła Angeles spoglądając na niechcianego towarzysza. - Nie... To znowu ty... - był to nie kto inny jak German. - Czego ty chcesz? Uczepiłeś się mnie jak kot myszy.
- He he...- zaśmiał się. - Ale ty masz poczucie humoru.
- Zostaw mnie - jęknęła z bezsilność. Już od jakiś trzech lub czterech miesięcy, zawsze w najmniej oczekiwanej chwili pojawia się German. Miała już tego kompletnie dość.
- Uuu... Co to za odzywka. Zostaw mnie - przedrzeźniał ją. Angeles miała ochotę się na niego rzucić. Jednak wiedziała, że nie ma dużych szans w walce.
- Niech zgadnę. Święta bożego narodzenia cię tak rujnują, niszczą. Nienawidzisz tych świąt tak bardzo, że jak byś mogła to byś je usunęła z kalendarza. Nie lubisz tej całej radości i miłości z nimi związanej, bo dla ciebie jest to jak nóż w serce.
- Wcale, że tak nie jest - warknęła zła.
- Nie, a jak?
 Rzucił jej wyzwanie. Jeśli nie odpowie to powie jej, że ma rację, a jak zacznie mówić to się zapłacze we własne słowa.
- Nie twój zasrany interes! - krzyknęła.
- Nienawidzisz bożego narodzenia bo to dzień twoich urodzin, ale też data śmierci twoich rodziców! - podniósł się i patrzył na nią z góry. Angeles była zaskoczona tym co jej powiedział. Ale skąd on wie - pomyślała raptem.
- Przez to, że dla ciebie ten dzień jest koszmarny, chcesz by był też taki dla wszystkich!
- Jaaa... eee... - powoli wstała z miejsca. Do oczu naszły jej łzy. Było to coś dziwnego, bo zawsze ukrywała swoje uczucia głęboko w sobie. Rozejrzała się po stołówce. Wszystkie pary oczów skierowane były na nich. Spojrzała ostatni raz na Germana i szybko wybiegła. Wpadła prędko do toalety i zamknęła się w kabinie. Oparła się o ścianę. Zakryła usta dłońmi by nie wydobył się z nich żaden krzyk. Próbowała się jak najszybciej opanować, uspokoić. Jednak na nic. Ból przejął nad nią kontrolę. Osunęła się po ścianie i skuliła się w małą kulkę. Rozpłakała się pierwszy raz odkąd tu trafiła
Ale skąd on wiedział? Nikt o tym nie wie. Nikt. Nie, na pewno blefował. Ale jednak nie mógł tak trafić. Wiedział to. I to dobrze. Kto mu powiedział? I czemu?
- Angeles... - do toalety weszła starsza kobieta. Była to jej opiekunka. - ... jesteś tu?
Zaczęła otwierać drzwi do każdej kabiny. Przy ostatniej drzwi były zamknięte od środka. Przyłożyła do nich twarz.
- Angeles... Proszę, wyjdź stamtąd. Nie możesz się ukrywać. Prędzej czy później będziesz musiała stąd wyjść.
- Ja się nie chowam. Chcę być sama! - krzyknęła pociągając nosem.
- Ale nie uważasz, że lepiej jest rozwiązać problem z kimś niż samemu?!
Angeles podniosła się z podłogi, przetarła twarz z łez i otworzyła drzwi. stała twarzą w twarz z opiekunką.
- Z panią? Nigdy - syknęła. Wyminęła kobietę i wyszła z toalety. Na korytarzu znajdowały się tylko trzy osoby. Widząc Angeles uważnie jej się przyjrzały i bez słowa odeszły do swoich pokoi. 
Niech to będzie tylko zły sen. Tylko zły sen – pomyślała.
 Weszła do swojego pokoju. Współlokatorki grały właśnie w karty. Tak samo jak osoby z korytarza, ona też się przyjrzały Angeles i wróciły do dalszej gry. Angeles wzięła starą piżamę i poszła się umyć. Pragnęła zmyć ten dzień z siebie. Po 15 minutach wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Bardzo szybko zasnęła.

- Angeles, pobudka – usłyszała niski głos. Nie miała jednak zamiaru wstawać. – Angeles, budzimy się. no już, wstawaj. Noc jest strasznie krótka, a dużo dzieci nie dostało jeszcze swoich wymarzonych prezentów.
 Angeles powoli podniosła powieki. Ujrzała nad sobą starszego pana z białą brodą i w czerwonym stroju. Był przy kości.
- Kim pan jest? – zapytała powoli. – Nie wie pan, że nie wolno zakłócać ciszy nocnej – oburzyła się. usiadła na łóżku. – A teraz proszę opuścić mój pokój.
 Pokazała ręką na drzwi. Mężczyzna lekko się zaśmiał i usiadł obok niej.
- Co ty wyprawiasz dziadku? – oburzyła się Angeles. Podciągnęła nogi i oparła się o ścianę.
- Spokojnie, bo obudzisz koleżanki.
- W nosie je mam. A teraz wynocha! – warknęła.
- He he… Mówiono mi, że od zeszłego roku nic się nie zmieniłaś. Miałem nadzieje, że w tym jest jednak odrobina kłamstwa – westchnął.
- Co? – zdziwiła się. Wariat – pomyślała. – Nic o mnie nie wiesz.
- Tak sądzisz Angeles, córko Angelici i Diega Saramego, którzy zginęli w wypadku, wnuczko Violetty, która dość szybko podzieliła los swojej córki i zięcia. Naprawdę sądzisz, że nic o tobie nie wiem? – spojrzał na nią. Blondynka była mocno zdziwiona. A nawet wystraszona.
- To, to… - zajęknęła się Angeles.  - … to są kłamstwa!
- Tak właśnie sądzisz o swoich bliskich?
 To pytanie zamurowało Angeles. Nie wiedziała kim on jest, a on ją znał. Jakby był kimś bliskim dla niej lub jej rodziny.
- Zostaw mnie – rzuciła z nutą jęku. – Nie będę z tobą gadać. Idź sobie. Precz.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać, to nie. Ale pozwól, że coś ja ci powiem. A może i nawet pokarzę.
 Angeles nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego jak na dziwaka, ale nic nie mówiła. Chciała by ten sen się wreszcie skończył.
- Wiesz, na świecie jest niby dobro i zło, dobrzy ludzie i źli, ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy dobrzy, tylko niektórzy wybierają trochę gorzej. I z tobą test tak samo – pokazał na nią. – Głęboko w sercu jesteś dobrą, niewinną dziewczynką o blond lokach, a nie żadną buntowniczką.
- Wcale, że nie – zaprzeczyła szybko.
- A właśnie, że tak. Nie wierzysz mi? To złap mnie za rękę i zamknij oczy.
 Angeles niepewnie złapała jego dłoń i przymknęła oczy.
- Nie bój się – zaśmiał się.
 A po chwili nie było ich już w pokoju Angeles z sierocińca, tylko w zupełnie innym miejscu. Znajdowali się na ulicy domków jednorodzinnych. Dookoła było biało, a śnieg cały czas prószył. Jedynie kolorowe światełka przebijały się przez bialutki krajobraz.
 Angeles dokładnie się rozejrzała. Czuła się jakby tu już kiedyś była. Ale nie wiedziała kiedy. Nagle pod jeden z domów podjechał samochód osobowy. Szybko wybiegła z niego mała dziewczynka, z za nią rodzice. Weszli w trójkę do domu.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytała Angeles spoglądając na brodatego mężczyznę, a później na dom, gdzie zniknęła radosna rodzina.
- Wejdźmy – pokazał na ten sam budynek, na który patrzyła blondynka. – a się przekonasz.
 Angeles wyszczerzyła na niego oczy, ale nic nie powiedziała. Mężczyzna ruszył przodem a ona za nim. Nie dzwonił dzwonkiem, nie pukał, tylko po prostu przeszedł przez zamknięte drzwi. Angeles oczy prawie wyleciał na orbitę.
Ale jak? Przecież to niemożliwe – pomyślała.
 Zamrugała kilka razy powiekami.
Przecież to mi się nie przywidziało – myślała.
 Powoli wyciągnęła dłoń by dotknąć drzwi, jednak się to nie udało. Dłoń jej przeszła przez drzwi. Zrobiła krok, dwa i już była w ciepłym wnętrzu domu. Weszła w głąb i się rozejrzała. Salon i jadalnia były bardzo gustownie umeblowane. Wydawało jej się, że gdzie już taki dom widziała.
 Nagle po schodach zbiegła dziewczynka. Miała może z dziewięć lat. Blond loki falowały przy każdym ruchu. Była bardzo radosna. Dziewczynka weszła do kuchni. Angeles z ciekawością poszła za nią. Chciała się dowiedzieć gdzie jest.
 W kuchni przy stole siedziało młode małżeństwo.
- Mamusiu, ładnie? – spytała dziewczynka obracając się wokół własnej osi. Kobieta odstawiła kubek i odwróciła się do córki.
- Przepięknie – odparła kobieta i przytuliła córeczkę. Angeles uważnie jej się przyglądała. Dziwiła się, że nie zwracają na nią uwagi.
- Nie widzą nas – rzekł siwobrody mężczyzna jakby czytał jej w myślach. Angeles spojrzała na niego i westchnęła. Podeszła do kobiety. Była bardzo piękna. Na szyi u niej dostrzegła znajomy naszyjnik w kształcie małego serca. Angeles odruchowo złapała za swój, który dostała jeszcze od mamy.
- A wiesz słońce, mam coś dla ciebie – rzekła kobieta. Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona.
- Ale Mikołaj?
- Spokojnie, Mikołaj przyjdzie. Jak by nie mógł przyjść do tak grzecznej dziewczynki jak ty – kobieta zdjęła z szyi swój naszyjnik. – Proszę – i podała go córce.
- Twój naszyjnik? Naprawdę? – dziewczynka była mocno zaskoczona prezentem.
- Tak – mama blondynki uśmiechnęła się promiennie i założyła jej wisiorek. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, córciu – dała jej buziaka w policzek.
 Angeles była tym zszokowana. Mikołaj, urodziny, naszyjnik w kształcie serca. Wszystko jej pasowało.
 Chwiejnym krokiem wycofała się z kuchni. Nie chciała tu być. Nie chciała widzieć tego co się zdarzy. Nie drugi raz.
- Ja chcę wracać!  - krzyknęła Angeles. Brodaty mężczyzna stanął obok niej. – Zabierz mnie stąd. Już!
- Ale ja bym chciał, żebyś jeszcze coś tu zobaczyła – odparł uprzejmie.
- Ale ja nie chcę – wykrzyknęła strasznie zła, ale też i wystraszona? Tak, wystraszona. Bała się tu być najbardziej na świecie.
 Nagle z kuchni wyszło małżeństwo, a za nim dziewczynka. Angeles szybko się do nich odwróciła. Rodzice dziewięciolatki zaczęli zakładać kurtki.
- Ale musicie jechać? – jęczała mała blondynka.
- Hej, szybko wrócimy – zwrócił się do niej tata.
- Na pewno? – dopytywała.
- Tak. Nawet nie zauważysz kiedy.
- Obiecujemy ci to – dodała kobieta i ucałowała córeczkę w główkę.
- Nieee! – krzyknęła Angeles. W oczach miała już łzy. – Nie jedźcie! Nieee! Nie róbcie mi tego! Błagam, nie! Zostańcie! – podbiegła do nich i próbowała ich jakoś zatrzymać.
- Angeles, oni cię nie słyszą – rzekł starszy mężczyzna.
 Małżeństwo wyszło z domu.
 Pojechali.
- Nie… - załkała Angeles. Po chwili odwróciła się do brodacza. – Czemu? Po co mnie tu przyprowadziłeś?! Lubisz patrzeć na cudze cierpienie?! – krzyknęła przez łzy.
- A ty lubisz cudze cierpienie? – zapytał ze stoickim spokojem.
Nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że chodzi mu o to jak była okrutna dla innych w sierocińcu.
- Hm… kiedyś byłaś takim dobry dzieckiem. Miła, uprzejma, pomagałaś ludziom… Pamiętasz?
 Angeles odwróciła od niego wzrok i odnalazła małą dziewczynkę. Siebie sprzed kilku lat. Siedziała beztrosko bawiąc się lalką i nie wiedziała co takiego teraz dzieje się z jej rodzicami. To za chwilę na ulicę wyjedzie nastolatek bez prawa jazdy i na dodatek pod wpływam alkoholu. Wywoła wypadek. Jej rodzice zginą. Żadnych szans.
 Angeles potrząsnęła głową.
 To nie może się zdarzyć – pomyślała.
- Proszę, uratuj ich. Nie pozwól, nie pozwól im zginąć – zwróciła się do mężczyzny.
- Niestety, nie mogę. Przeszłości nie można zmieniać.
- Ale proszę – błagała. Mężczyzna tylko zaprzeczył powoli głową.
 Nieee… - pomyślała.
 Angeles przysiadła obok młodszej siebie i się rozpłakała. Strasznie tęskniła za rodzicami. Za mamą. Za tatą. Już nigdy ich nie zobaczy.
 I to wszystko przez to głupie Boże Narodzenie – pomyślała.
- Ja już chcę wracać – szepnęła. – Chcę by ten sen się wreszcie skończył.
- Jeszcze nie czas – rzekł. – A powiedz, pamiętasz jaka byłaś przed tym dniem?
 Angeles jednak nie zareagowała na to pytanie. Miała już go dość.
- Wiesz, byłaś przeciwieństwem obecnej siebie. Zawsze radosna, szczęśliwa, z pięknym serduszkiem. Nawet po śmierci rodziców taka byłaś. Ich strata cię dotknęła, ale cieszyłaś się każdym dniem z babcią. Nadal byłaś tą Angeles – pokazał na małą dziewczynkę. – Jednak dopiero śmierć babci pociągnęła cię na tę drogę, na której teraz jesteś – urwał na chwilę. – Jednak nadal nie rozumiem czemu tych świąt tak bardzo nie lubisz.
- Czemu? – spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Przecież wiesz. Przed chwilą to powiedziałeś.
- No, ale wyjaśnij mi to osobiście.
- Wyjaśnij? – zadrwiła. – Tu nie ma nic do wyjaśniania. W te okropne święta straciłam mamę, tatę i babcię! Najbliższe mi osoby. Podobno to jest czas dawania a nie odbierani! I niby byłam grzeczna – zadrwiła. – Co mi to niby dało? Nic! Tylko straciłam bliskie mi osoby!
- Sądzisz, że śmierć to coś złego?
- Tak – warknęła.
- A może są teraz tam, w niebie szczęśliwi?! Nie tak jak tu, ale jakoś podobnie, i czekają cierpliwie na ciebie. Nie poganiają. Nie chcą byś za szybko skończyła swoje życie na ziemi. Chcą byś była tu szczęśliwa.
- Nie, wcale, że tak nie jest.
- A skąd to wiesz? Jeśli się kogoś kocha to pragnie się też jego szczęścia. Twoi rodzice i babcia bardzo cię kochali, i jeszcze bardziej chcą byś była szczęśliwa.
- Szczęśliwa? Ale jak? – spytała Angeles. – Dzień w dzień muszę widzieć tą starą babę, matkę tego debila, który zabrał mi rodziców. Chodzi dumnie jakby nigdy nic!
- A skąd wiesz, że ona tego nie pamięta?
- Wiem, i już.
- Próbowałaś z nią kiedyś porozmawiać? – dopytywał.
- Po tym co zrobił jej syn, nigdy!
- Hm… szkoda. Bo gdybyś kiedyś z nią porozmawiała, to byś się dużo dowiedziała.
Angeles zaciekawiona tymi słowami spojrzała na niego.
-  Z obcymi nie rozmawiam – rzuciła dumnie.
- A z panią Aną , też? – spytał.
 Panią Aną? Tą samą co była naszą sąsiadką jak tu mieszkaliśmy? Tą która była dla mnie jak ciocia? – pomyślała.
- Panią Aną? – zdziwiła się.
- No nie mów, że pani Any nie pamiętasz? Waszej sąsiadki.
- Ale co ona ma do tego wszystkiego?
 Pani Ana była dla niej tuż po rodzinie najbliższą osobą. Często jak była sama w domu szła do niej i tam wyczekiwała powrotu mamy lub taty z pracy. Nigdy nie pozwalała by Angeles się u niej nudziła.
- Przecież to jej syn doprowadził do tego wypadku.
- Co? – wstała. – Przecież to niemożliwe! Ona nie ma męża, a tym bardziej syna.
 Przecież bym go zauważyła u niej w domu – pomyślała gorączkowo.
- Ma, to znaczy miała. Wyrzekła się go dużo wcześniej przed tym wypadkiem – rzekł dość smutno.
 Angeles nic nie odparła. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Nigdy pani Ana nie wspominała o syn, czy mężu. I pomyśleć, że mieszkała tak blisko. Przecież nawet były blisko.
- Ja… ja nie wiedziałam – wydukała zmieszana Angeles. – Nigdy pani Ana nie wspominała o rodzinie.
- Rozwiodła się z byłym mężem dużo wcześniej przed twoimi narodzinami. Więc pewnie nie chciała do tego wracać – pocieszył ją.
- Pewnie tak – westchnęła. – Od… - nie potrafiła tego pełną nazwą nazwać. – od tego dnia nie widziałam się z nią. Ciekawiłam się co u niej, ale później zrozumiałam, że skoro nie kontaktowała się ze mną przez ten czas, to pewnie nie chce mnie widzieć. I znać – rzekła smutno.
- Hm… ale przecież zawsze możesz z nią porozmawiać.
- Ale jak? Nie wiem gdzie mieszka, pracuje.
- Och Angeles, coś nieuważna jesteś – zaśmiał się brodaty mężczyzna. – Przecież twoją opiekunką w sierocińcu jest pani Ana.
 Angeles spojrzała na niego z niedowierzaniem na twarzy.
 Że ja jej nie poznałam – pomyślała.
- Ale przecież…
- Co? Nie wygląda tak jak dawniej? – spytał. Angeles tylko przytaknęła głową. – Zmieniła się po tym wypadku.
- Ale czemu mi nic nie powiedziała?
- Bała się twojej reakcji. Nadal się boi. A tym bardziej gdy stałaś się taka jaka jesteś.
 Nagle Angeles miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wstydziła się za to wszystko co zrobiła dotychczas w sierocińcu. Uprzykrzyła życie każdej osobie, która się tam znajduje. Bez wyjątków.
- Wracajmy, już chyba wszystko zobaczyłaś i się dowiedziałaś wystarczająco dużo – rzekł siwowłosy.
 Angeles spojrzała na młodszą siebie. Nie dowierzała, że ją widzi. Że siebie widzi.
- To się dzieje naprawdę, czy tylko się dzieje w mojej głowie? – spytała odwracając się do mężczyzny.
- Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie Angeles, ale czy to znaczy, że nie naprawdę.
 Nagle cały dom zaczął znikać. Angeles lekko się wystraszyła. Spojrzała w stronę, gdzie jeszcze przed ułamkiem sekundy siedział siwobrody mężczyzna. Jednak go już nie było. Wszystko zniknęło, a Angeles spadła w ciemną otchłań.

Angeles gwałtownie podniosła się z łóżka. Przetarła twarz dłońmi, by się obudzić.
 Ale miałam sen – pomyślała.
Rozejrzała się po pokoju. Wszystko było tak jak za nim zasnęła. Jedynie nie było jej współlokatorek.
 Pewnie są już na śniadaniu – pomyślała. – Przecież dziś jest Boże Narodzenie!
Nie wiedziała czemu, ale szybko wstała z łóżka i w piżamie poszła do stołówki. Zatrzymała się przed drzwiami i wzięła głęboki wdech.
 Co się ze mną dzieje? – zaniepokoiła się lekko.
Pchnęła powoli drzwi, a od razu do nozdrzy napłyną zapach świątecznych dań. Słychać było radosne rozmowy i śpiewy kolęd. Ledwo weszła, a wszyscy ukradkiem spojrzeli na nią. Pewnie myśleli, że zaraz wybuchnie wielkim krzykiem. Jednak Angeles bez słowa poszła po posiłek. Wzięła tacę i już miała odchodzić, ale przed nią stanęła jej opiekunka. Angeles przez chwilę jej się przyjrzała i rozpoznała w niej panią Anę. Jej ukochaną sąsiadkę, przyczepioną ciocię. Odłożyła tacę i mocno ją przytuliła.
- Wesołych Świąt – szepnęła. – I przepraszam za wszystko.
- Och.. Angeles – westchnęła pani Ana.
 Blondynka dopiero po chwili puściła biedną panią Anę. Kobieta przez cały czas się uśmiechała.
- To nie jest kolejny głupi żart – pogroziła jej palcem.
- Nieee… skąd… - zaprzeczyła dziewczyna.
- Miło mi to słyszeć. Wesołych Świąt, Angeles – rzekła kobieta i odeszła po prezent dla niej. Angeles złapała swoją tacę i już miała iść usiąść, ale pani Ana ją jeszcze zatrzymała. – A to od św. Mikołaja – powiedziała podając jej nieduży prezent.
- Dziękuję, ale nie chcę.
- Ale ja nalegam – spojrzała na Angeles takim wzrokiem, że blondynka nie mogła jej odmówić.
- Dziękuję – szepnęła i odeszła. Usiadła przy swoim stoliku i zaczęła konsumować danie.
 Co się ze mną stało? Przecież to nie przez ten dzisiejszy sen? – pomyślała. Nagle nad nią stanął German.
- Co to za przemiana, Angeles? – zawołał radośnie. – Mogę? – wskazał krzesło obok. Kiwnęła głową, a on usiadł.
- Wszyscy są pod wrażeniem twojego zachowania. Niektórzy nawet próbują się dobudzić z tego snu, bo nie wierzą. – rzekł. – Sam też jestem zaskoczony.
 Angeles spojrzała na niego znad talerza.
- Pozytywnie – dodał szybko.
 Przez dłuższy czas jedli w ciszy. German co jakiś czas spoglądał na nią ukradkiem.
- Co sprawiło, że się tak zmieniłaś? – spytał przerywając ciszę. – O ile mogę wiedzieć. – dodał.
- Miałam dość dziwny sen – szepnęła Angeles. – Dość dużo dzięki niemu zrozumiałam.
- A opowiesz mi o nim?
 Angeles zaprzeczyła głową. Sama jeszcze nie do końca ten sen zrozumiała.
 -Może kiedy indziej – westchnął German.
- Dlaczego jesteś taki? – spytała w końcu. Męczyło ją to pytanie od dawna.
- Ale jaki? – zdziwił się.
- No taki... taki dla mnie miły i w ogóle. Nie pamiętam kiedy jadłam sama posiłek. Cały czas się do mnie dosiadasz, choć czasami nie chcę.
 German nic nie powiedział. Podrapał się po głowie. Rzadko to robił, jedynie wtedy gdy się czymś bardzo stresował. Właśnie taka była dnia niego to sytuacja. Bał się powiedzieć Angeles co do niej czuł.
- Eee… domyśl się.
- Nie mam zamiaru bawić się w zgadywanki – warknęła zła i szybko odeszła od stołu. Pobiegła szybko do pokoju. Poczuła się tą jego odpowiedzią skrzywdzona, urażona. Miała nadzieję na całkiem inną odpowiedź.
 Usiadła na łóżku i oparła się o ścianę. Pojedyncze łzy spłynęły jej po policzku.
- Co się ze mną dzieje? – krzyknęła z całych sił. Nic nie rozumiała. A mętlik w jej głowie zamiast się zmniejszyć, zrobił się jeszcze większy.
 Przecież on jest tylko denerwującą mnie osobą. Nikim więcej – pomyślała, jednak nie była to prawda. Głęboko w sercu go pokochała. Nie widziała tego wcześniej, bo jak miała. Serce miała z lodu. Jednak teraz to się zmieniło. Do głosu doszło jej zlodowiałe serce.
 W progu pokoju stanął German. Spojrzał na dziewczynę. Nie chciał widzieć jej w takim stanie. A tym bardziej w święta. Delikatnie zapukał o drzwi. Angeles spojrzała w stronę dźwięku. Zdziwiła się jego osobą.
- Mogę? – spytał nieśmiało. Angeles nic nie odpowiedziała. Nie chciała by wchodził, ale też nie chciała by sobie poszedł. German powoli wszedł i usiadł koło niej. Wyciągnął zza pleców jej prezent – Zapomniałaś go wziąć z stołówki. Chciałem go oddać pani Anie, ale ona kazała mi ci go przekazać.
 Angeles przetarła łzy i wzięła od niego prezent. Zaczęła zdzierać papier. Przynajmniej mogła się na czymś wyżyć. W dłoniach jej spoczywała nieduża ramka. Odwróciła ją i ujrzała zdjęcie swojej rodziny. Automatycznie się uśmiechnęła. Zdjęcie pochodziło z ostatniej wspólnej wigilii z mamą, tatą i babcią. Pamiętała, że takie same stało kiedyś u niej w pokoju.
- Ale jak? – zdziwiła się.
- Patrz, masz jeszcze pocztówkę – rzekł German wyciągając ją spomiędzy papieru świątecznego. Angeles wzięła ją od niego. Przeczytała szybko życzenia.
- … to się dzieje w twojej głowie, ale też                 i naprawdę – przeczytał na głos German. – Wiesz     o co chodzi?
 Angeles pokiwała powoli głową. Odwróciła kartkę i ujrzała tego samego mężczyznę co we śnie. Była bardzo zdziwiona.
 Czy mi się śnił św. Mikołaj? – pomyślała. Już nic nie rozumiała. I ten tekst : „To się dzieje w twojej głowie, ale też i naprawdę”. Co to ma niby znaczyć?
- Angeles – szepnął German wyrywając ją z rozmyśleń. Spojrzała na niego odważnie. – Ja muszę ci coś powiedzieć.
 Przełknęła głośno ślinę. Bała się, że on to usłyszał. German złapał ją za dłonie i spojrzał prosto w oczy.
- Ja… ja cię kocham – szepnął. Angeles była zdziwiona tym wyznaniem. – Powiedz mi, czy ty też coś do mnie czujesz?
 Angeles nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Ja… - nagle podświadomość podsunęła jej, że on może się z niej po prostu nabijać. – Ja… nie… - zaczęła bełkotać. Nie potrafiła się wysłowić. Spuściła głowę. German szybko wstał i wyszedł z pokoju.
 Co ja robię? Przecież też go kocham. – pomyślała.
Szybko wstała i wybiegła z pokoju. Niestety nigdzie go nie widziała. Podeszła do najbliższego okna.
Gdzie on jest? – rozmyślała.
 Nagle zauważyła go na zewnątrz. Szybko wybiegła z sierocińca. Nie interesowało ją, że jest śnieg i jest zimno. Musiała mu to powiedzieć. Za wszelką cenę.
- German – krzyknęła z całych sił. – Czekaj!
 Jej głos mieszał się z wiatrem.
- German!
 Chłopak od razu się odwrócił. Angeles szybko do niego podbiegła.
- Ja muszę ci coś powiedzieć – wysapała. Spojrzała mu prosto w oczy. – Ja… kocham cię.
 German od razu się uśmiechnął. Szybko wziął ją w ramiona. Nie chciał jej za nic puścić. Obrócił się z nią wokół własnej osi. Angeles ze szczęścia nie mogła powstrzymać łez napływających do jej oczu. Powoli stanęła na ziemi. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Śliczne masz oczy – szepnęła. German się lekko zaśmiał i trącił jej nos swoim.
- Nie jest ci zimno? Może lepiej wracajmy do środka? – spytał troskliwie.
- Nie… Ty mnie ogrzewasz – uśmiechnęła się. Brunet delikatnie przejechał dłonią po jej różowiutkim policzku. Powoli przybliżył się do niej i złączył ich usta. Delikatnie muskał je, trzymając w swoich ramionach największe swoje szczęście.
- Wesołych Świąt – szepnął gdy skończyli pocałunek. Angeles oparła się czołem o jego.
- Wesołych Świąt – szepnęła prawie niesłyszalnie.
 Nagle usłyszeli nad sobą dźwięk dzwonków reniferów. Odruchowo spojrzeli na niebo. Wysoko, tuż nad gwiazdami leciały renifery z saniami Mikołaja.
- Ho ho ho… Wesołych Świąt – zawołał Mikołaj i sanie po chwili zniknęły z nieba.
 Na pewno będą wesołe – pomyślała Angeles.
I ruszyła z Germanem do sierocińca.   





******
Ho ho ho!!!
Witam wszystkich po tak długim czasie!
Udały wam się święta???
Przybywam do was z prezencikiem dla was w postaci jednorazówki. 
Mam nadzieję, że się podobała, a przede wszystkim miło się czytało.
Przepraszam za wulgaryzmy (no ale musiały wystąpić) 
Do przeczytania :*

Ściskam - Sanna ;)

6 komentarzy:

  1. Pobeczałam się xD
    Naprawdę...nie ze śmiechy...po prostu się wzruszyłam
    Chyba dorastam i...poważnieje...hahahaha, nie xD
    Ja nigdy nie dorosnę :P
    CZEKAŁAM NA TĄ JEDNĄ TYDZIEŃ!!!!!!!
    JAK MOGŁAŚ JĄ TAK DŁUGO PRZEPISYWAĆ!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?
    NACZEKAŁAM SIĘ NA NIĄ...ale było warto <3
    Ja naprawdę płacze...cudowna ta jednorazówka :*
    Jak przeczytałam o babci Violettcie to wyobraziłam sobie starą pomarszczoną babę xDDD
    Nie chcę się rozpisywać więc:
    Super jedno (ale powinnaś zrobić na zakończenie święta po paru latach gdy mieliby dzieci i one by spały, a oni by wspominali i by się pocałowali i wylądowali w łóżku xDDD)
    Ja mam coś z tym łóżkiem :P
    Czekam na rozdział i kolejną część tamtej jednorazówki.
    Oj ja cię przycisnę i ty mi to napiszesz i nie obchodzi mnie jak to zrobię ale będę nad tobą stała i kazała pisać xDDD



    Ps.:
    Dzięki za kartkę :*
    Jest prześliczna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Kech* *kech*
      Już poważnieję... hehhhehehehee...
      Dobra teraz na serio...
      NIE RYCZEĆ MI TAMMM!! xD
      Poważniejesz? Nie rozśmieszaj mnie już bardziej. To tak, jakbyś powiedziała, że German i Angie nie będą razem...
      A ty jak zwykle tylko o jednym myślisz... Czytałaś 50 twarzy Grey'a, czy co???
      Ochh... jak ja kocham te groźby... <3
      Miło słyszeć takie komplementy... Aż mi cieplej w serduszku :*
      Wiem, kartka jest śliczna...hehheee
      Dzięki :*

      Usuń
  2. boooska jednorazówka, św mikołaj, hym hym hym..... a czemu nie xD i germangie 0_0 czekam na rozdziauu

    OdpowiedzUsuń