- Nie rozumiesz, święty Mikołaj nie istnieje. Jest tylko stworzony
przez ludzi. To jest taka bajeczka dla dzieci - mówiła 15-letnia Angeles do
młodszej od siebie dziewczynki.
- Ale on istnieje! - krzyknęła dziewczynka i z płaczem pobiegła do
swojego pokoju w sierocińcu. tak właśnie od kilku lat wygląda czas przygotowań
do świąt czy same święta. Angeles rok w rok odkąd tu trafiła, rozpowiada
młodszym o tym, że św. Mikołaj to wymyślona bujda. Dla niej ktoś taki nie
istnieje.
- Dorosłym nie warto wierzyć! - zawołała za nią, po czym ruszyła
do swojego pokoju.
- Kolejna niewinna duszyczka "nawrócona" - na drodze
Angeles stanął brunet o imieniu German. Był od niej starszy o 2 lata, ale to
dla niej nic nie znaczyło. Młodszy, starszy, każdy niby taki sam. Choć On był
inny. Potrafił tak grać blondynce na nerwach, że nie jeden raz musiał
interweniować ktoś dorosły, by nie doszło do bójki. Angeles choć była drobna,
to budziła lęk, a zwłaszcza u najmłodszych. German przy niej to święty, choć
nie do końca.
Zatrzymała się metr od niego.
- Nie twój zasrany interes - warknęła. - A teraz złaź mi z drogi.
No chyba, że chcesz mieć limo pod okiem.
Brunet zaśmiał się pod nosem, ale nic nie powiedział.
Odsunął się lekko w bok, ale gdy Angeles przechodziła koło niego, musiał ją szturchnąć
barkiem. Odwróciła się do niego warcząc ze złości, ale już zdążył oddalić się.
Jakim cudem istnieją
takie osoby jak On, to ja nie wiem - pomyślała i z niedowierzaniem
pokręciła głową.
Ledwo weszła do swojego pokoju, a złość ponownie ją zalała.
Jej dwie współlokatorki właśnie przywieszały na oknie kolorowe łańcuchy.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknęła Angeles podchodząc do
dziewczyn i wyrywając im ozdobę. - Czy nie wyraziłam się jasno? Żadnych
łańcuchów, bombek i czego tam jeszcze wymyślicie!
- Hej, oddaj nam to! - krzyknęła wyższa dziewczyna.
- Nie - Angeles zaczęła zbierać pozostałe ozdoby.
- Ej, nie możesz!
- To nasze!
Koleżanki próbowały odebrać blondynce swoje rzeczy, ale ona szybko
wyszła z pokoju i wyrzuciła je do najbliższego kosza.
- Widać bardzo nienawidzisz świąt - zaśmiał się German. Oparł się
o ścianę.
- A ty co? Śledzisz mnie? - zadrwiła.
- Muszę wiedzieć wszystko o wszystkich - wzruszył ramionami.
Podeszła do niego na bardzo niewielką odległość. Odważnie spojrzała mu w oczy.
- Tylko, że ja nie jestem tymi "wszystkimi" - wysyczała
Angeles i odwróciła się. Powoli ruszyła. German chciał już podejść do kosza,
ale go uprzedziła.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, jasne.
I szybko pobiegła do toalety. Podeszła do umywalki i namoczyła
lekko dłonie. Przetarła nimi twarz. Oparła się rękoma o umywalkę i spojrzała w
lustro. W tafli widać było dziewczynę niezależną, wrogą do świata i przeciwną
mu, a tak na prawdę w środku była małą i niewinną dziewczynką o blond lokach
ukaraną przez życie.
- Ciekawe czy w tym roku... - ucięła mała dziewczynka na widok
Angeles. Weszła do toalety w towarzystwie siostry. Bez słowa spojrzały się
najpierw na siebie, potem szybko na Angeles i odwróciły wzrok. Widząc ich
zachowanie, Angeles szybko wyszła z pomieszczenia.
- Już jutro wigilia... - westchnęła jakaś pięciolatka.
- Ciekawe co przyniesie nam Mikołaj.
- ...to chyba nie zasnę.
Angeles powoli szła po
posiłek przysłuchując się z niedowierzaniem rozmowom wokoło. Wszystkie były na
ten sam praktycznie temat. Świąt bożego narodzenia. Z nie smakiem wzięła swoją
porcję kolacji i szybko usiadła przy swoim miejscu w końcu sali przy ścianie.
Zawsze sama siedziała. Nie lubiła towarzystwa innych. Każdy też wolał się
cisnąć niż usiąść koło niej.
Powoli przeżuwała chleb.
Cały czas wpatrywała się w swój talerz. Nawet nie zauważyła jak ktoś do niej
podszedł i usiadł koło niej.
- Hej, nie powiedziałam, że tu wolne jest - warknęła Angeles
spoglądając na niechcianego towarzysza. - Nie... To znowu ty... - był to nie
kto inny jak German. - Czego ty chcesz? Uczepiłeś się mnie jak kot myszy.
- He he...- zaśmiał się. - Ale ty masz poczucie humoru.
- Zostaw mnie - jęknęła z bezsilność. Już od jakiś trzech lub
czterech miesięcy, zawsze w najmniej oczekiwanej chwili pojawia się German.
Miała już tego kompletnie dość.
- Uuu... Co to za odzywka. Zostaw mnie - przedrzeźniał ją. Angeles
miała ochotę się na niego rzucić. Jednak wiedziała, że nie ma dużych szans w
walce.
- Niech zgadnę. Święta bożego narodzenia cię tak rujnują, niszczą.
Nienawidzisz tych świąt tak bardzo, że jak byś mogła to byś je usunęła z
kalendarza. Nie lubisz tej całej radości i miłości z nimi związanej, bo dla
ciebie jest to jak nóż w serce.
- Wcale, że tak nie jest - warknęła zła.
- Nie, a jak?
Rzucił jej wyzwanie. Jeśli
nie odpowie to powie jej, że ma rację, a jak zacznie mówić to się zapłacze we
własne słowa.
- Nie twój zasrany interes! - krzyknęła.
- Nienawidzisz bożego narodzenia bo to dzień twoich urodzin, ale
też data śmierci twoich rodziców! - podniósł się i patrzył na nią z góry.
Angeles była zaskoczona tym co jej powiedział. Ale skąd on wie - pomyślała raptem.
- Przez to, że dla ciebie ten dzień jest koszmarny, chcesz by był
też taki dla wszystkich!
- Jaaa... eee... - powoli wstała z miejsca. Do oczu naszły jej
łzy. Było to coś dziwnego, bo zawsze ukrywała swoje uczucia głęboko w sobie.
Rozejrzała się po stołówce. Wszystkie pary oczów skierowane były na nich.
Spojrzała ostatni raz na Germana i szybko wybiegła. Wpadła prędko do toalety i
zamknęła się w kabinie. Oparła się o ścianę. Zakryła usta dłońmi by nie wydobył
się z nich żaden krzyk. Próbowała się jak najszybciej opanować, uspokoić.
Jednak na nic. Ból przejął nad nią kontrolę. Osunęła się po ścianie i skuliła
się w małą kulkę. Rozpłakała się pierwszy raz odkąd tu trafiła
Ale skąd on wiedział? Nikt o tym nie wie.
Nikt. Nie, na pewno blefował. Ale jednak nie mógł tak trafić. Wiedział to. I to
dobrze. Kto mu powiedział? I czemu?
- Angeles... - do toalety weszła starsza kobieta. Była to jej
opiekunka. - ... jesteś tu?
Zaczęła otwierać drzwi do każdej kabiny. Przy ostatniej drzwi były
zamknięte od środka. Przyłożyła do nich twarz.
- Angeles... Proszę, wyjdź stamtąd. Nie możesz się ukrywać.
Prędzej czy później będziesz musiała stąd wyjść.
- Ja się nie chowam. Chcę być sama! - krzyknęła pociągając nosem.
- Ale nie uważasz, że lepiej jest rozwiązać problem z kimś niż
samemu?!
Angeles podniosła się z podłogi, przetarła twarz z łez i otworzyła
drzwi. stała twarzą w twarz z opiekunką.
- Z panią? Nigdy - syknęła. Wyminęła kobietę i wyszła z toalety.
Na korytarzu znajdowały się tylko trzy osoby. Widząc Angeles uważnie jej się
przyjrzały i bez słowa odeszły do swoich pokoi.
Niech to będzie tylko zły sen. Tylko zły
sen – pomyślała.
Weszła do swojego pokoju.
Współlokatorki grały właśnie w karty. Tak samo jak osoby z korytarza, ona też
się przyjrzały Angeles i wróciły do dalszej gry. Angeles wzięła starą piżamę i
poszła się umyć. Pragnęła zmyć ten dzień z siebie. Po 15 minutach wróciła do
pokoju i rzuciła się na łóżko. Bardzo szybko zasnęła.

Angeles powoli podniosła powieki.
Ujrzała nad sobą starszego pana z białą brodą i w czerwonym stroju. Był przy
kości.
- Kim pan jest? – zapytała powoli. – Nie wie pan, że nie wolno
zakłócać ciszy nocnej – oburzyła się. usiadła na łóżku. – A teraz proszę
opuścić mój pokój.
Pokazała ręką na drzwi.
Mężczyzna lekko się zaśmiał i usiadł obok niej.
- Co ty wyprawiasz dziadku? – oburzyła się Angeles. Podciągnęła
nogi i oparła się o ścianę.
- Spokojnie, bo obudzisz koleżanki.
- W nosie je mam. A teraz wynocha! – warknęła.
- He he… Mówiono mi, że od zeszłego roku nic się nie zmieniłaś.
Miałem nadzieje, że w tym jest jednak odrobina kłamstwa – westchnął.
- Co? – zdziwiła się. Wariat – pomyślała. – Nic o mnie nie wiesz.
- Tak sądzisz Angeles, córko Angelici i Diega Saramego, którzy
zginęli w wypadku, wnuczko Violetty, która dość szybko podzieliła los swojej
córki i zięcia. Naprawdę sądzisz, że nic o tobie nie wiem? – spojrzał na nią.
Blondynka była mocno zdziwiona. A nawet wystraszona.
- To, to… - zajęknęła się Angeles.
- … to są kłamstwa!
- Tak właśnie sądzisz o swoich bliskich?
To pytanie zamurowało
Angeles. Nie wiedziała kim on jest, a on ją znał. Jakby był kimś bliskim dla
niej lub jej rodziny.
- Zostaw mnie – rzuciła z nutą jęku. – Nie będę z tobą gadać. Idź
sobie. Precz.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać, to nie. Ale pozwól, że coś ja ci
powiem. A może i nawet pokarzę.
Angeles nic nie
odpowiedziała. Spojrzała na niego jak na dziwaka, ale nic nie mówiła. Chciała
by ten sen się wreszcie skończył.
- Wiesz, na świecie jest niby dobro i zło, dobrzy ludzie i źli,
ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy dobrzy, tylko niektórzy wybierają trochę
gorzej. I z tobą test tak samo – pokazał na nią. – Głęboko w sercu jesteś
dobrą, niewinną dziewczynką o blond lokach, a nie żadną buntowniczką.
- Wcale, że nie – zaprzeczyła szybko.
- A właśnie, że tak. Nie wierzysz mi? To złap mnie za rękę i
zamknij oczy.
Angeles niepewnie złapała
jego dłoń i przymknęła oczy.
- Nie bój się – zaśmiał się.
A po chwili nie było ich
już w pokoju Angeles z sierocińca, tylko w zupełnie innym miejscu. Znajdowali
się na ulicy domków jednorodzinnych. Dookoła było biało, a śnieg cały czas
prószył. Jedynie kolorowe światełka przebijały się przez bialutki krajobraz.
Angeles dokładnie się
rozejrzała. Czuła się jakby tu już kiedyś była. Ale nie wiedziała kiedy. Nagle
pod jeden z domów podjechał samochód osobowy. Szybko wybiegła z niego mała
dziewczynka, z za nią rodzice. Weszli w trójkę do domu.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytała Angeles spoglądając na brodatego
mężczyznę, a później na dom, gdzie zniknęła radosna rodzina.
- Wejdźmy – pokazał na ten sam budynek, na który patrzyła
blondynka. – a się przekonasz.
Angeles wyszczerzyła na
niego oczy, ale nic nie powiedziała. Mężczyzna ruszył przodem a ona za nim. Nie
dzwonił dzwonkiem, nie pukał, tylko po prostu przeszedł przez zamknięte drzwi.
Angeles oczy prawie wyleciał na orbitę.
Ale jak? Przecież to niemożliwe – pomyślała.
Zamrugała kilka razy
powiekami.
Przecież to mi się nie przywidziało – myślała.
Powoli wyciągnęła dłoń by dotknąć
drzwi, jednak się to nie udało. Dłoń jej przeszła przez drzwi. Zrobiła krok,
dwa i już była w ciepłym wnętrzu domu. Weszła w głąb i się rozejrzała. Salon i
jadalnia były bardzo gustownie umeblowane. Wydawało jej się, że gdzie już taki
dom widziała.
Nagle po schodach zbiegła
dziewczynka. Miała może z dziewięć lat. Blond loki falowały przy każdym ruchu.
Była bardzo radosna. Dziewczynka weszła do kuchni. Angeles z ciekawością poszła
za nią. Chciała się dowiedzieć gdzie jest.
W kuchni przy stole
siedziało młode małżeństwo.
- Mamusiu, ładnie? – spytała dziewczynka obracając się wokół
własnej osi. Kobieta odstawiła kubek i odwróciła się do córki.
- Przepięknie – odparła kobieta i przytuliła córeczkę. Angeles
uważnie jej się przyglądała. Dziwiła się, że nie zwracają na nią uwagi.
- Nie widzą nas – rzekł siwobrody mężczyzna jakby czytał jej w
myślach. Angeles spojrzała na niego i westchnęła. Podeszła do kobiety. Była
bardzo piękna. Na szyi u niej dostrzegła znajomy naszyjnik w kształcie małego
serca. Angeles odruchowo złapała za swój, który dostała jeszcze od mamy.
- A wiesz słońce, mam coś dla ciebie – rzekła kobieta. Dziewczynka
spojrzała na nią zdziwiona.
- Ale Mikołaj?
- Spokojnie, Mikołaj przyjdzie. Jak by nie mógł przyjść do tak
grzecznej dziewczynki jak ty – kobieta zdjęła z szyi swój naszyjnik. – Proszę –
i podała go córce.
- Twój naszyjnik? Naprawdę? – dziewczynka była mocno zaskoczona
prezentem.
- Tak – mama blondynki uśmiechnęła się promiennie i założyła jej
wisiorek. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, córciu – dała jej buziaka
w policzek.
Angeles była tym
zszokowana. Mikołaj, urodziny, naszyjnik w kształcie serca. Wszystko jej
pasowało.
Chwiejnym krokiem wycofała
się z kuchni. Nie chciała tu być. Nie chciała widzieć tego co się zdarzy. Nie
drugi raz.
- Ja chcę wracać! -
krzyknęła Angeles. Brodaty mężczyzna stanął obok niej. – Zabierz mnie stąd.
Już!
- Ale ja bym chciał, żebyś jeszcze coś tu zobaczyła – odparł
uprzejmie.
- Ale ja nie chcę – wykrzyknęła strasznie zła, ale też i
wystraszona? Tak, wystraszona. Bała się tu być najbardziej na świecie.
Nagle z kuchni wyszło
małżeństwo, a za nim dziewczynka. Angeles szybko się do nich odwróciła. Rodzice
dziewięciolatki zaczęli zakładać kurtki.
- Ale musicie jechać? – jęczała mała blondynka.
- Hej, szybko wrócimy – zwrócił się do niej tata.
- Na pewno? – dopytywała.
- Tak. Nawet nie zauważysz kiedy.
- Obiecujemy ci to – dodała kobieta i ucałowała córeczkę w główkę.
- Nieee! – krzyknęła Angeles. W oczach miała już łzy. – Nie
jedźcie! Nieee! Nie róbcie mi tego! Błagam, nie! Zostańcie! – podbiegła do nich
i próbowała ich jakoś zatrzymać.
- Angeles, oni cię nie słyszą – rzekł starszy mężczyzna.
Małżeństwo wyszło z domu.
Pojechali.
- Nie… - załkała Angeles. Po chwili odwróciła się do brodacza. –
Czemu? Po co mnie tu przyprowadziłeś?! Lubisz patrzeć na cudze cierpienie?! –
krzyknęła przez łzy.
- A ty lubisz cudze cierpienie? – zapytał ze stoickim spokojem.
Nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że chodzi mu o to jak była
okrutna dla innych w sierocińcu.
- Hm… kiedyś byłaś takim dobry dzieckiem. Miła, uprzejma,
pomagałaś ludziom… Pamiętasz?
Angeles odwróciła od niego
wzrok i odnalazła małą dziewczynkę. Siebie sprzed kilku lat. Siedziała
beztrosko bawiąc się lalką i nie wiedziała co takiego teraz dzieje się z jej
rodzicami. To za chwilę na ulicę wyjedzie nastolatek bez prawa jazdy i na
dodatek pod wpływam alkoholu. Wywoła wypadek. Jej rodzice zginą. Żadnych szans.
Angeles potrząsnęła głową.
To
nie może się zdarzyć –
pomyślała.
- Proszę, uratuj ich. Nie pozwól, nie pozwól im zginąć – zwróciła
się do mężczyzny.
- Niestety, nie mogę. Przeszłości nie można zmieniać.
- Ale proszę – błagała. Mężczyzna tylko zaprzeczył powoli głową.
Nieee… - pomyślała.
Angeles przysiadła obok
młodszej siebie i się rozpłakała. Strasznie tęskniła za rodzicami. Za mamą. Za
tatą. Już nigdy ich nie zobaczy.
I to wszystko przez to głupie Boże Narodzenie – pomyślała.
- Ja już chcę wracać – szepnęła. – Chcę by ten sen się wreszcie
skończył.
- Jeszcze nie czas – rzekł. – A powiedz, pamiętasz jaka byłaś
przed tym dniem?
Angeles jednak nie
zareagowała na to pytanie. Miała już go dość.
- Wiesz, byłaś przeciwieństwem obecnej siebie. Zawsze radosna,
szczęśliwa, z pięknym serduszkiem. Nawet po śmierci rodziców taka byłaś. Ich
strata cię dotknęła, ale cieszyłaś się każdym dniem z babcią. Nadal byłaś tą
Angeles – pokazał na małą dziewczynkę. – Jednak dopiero śmierć babci pociągnęła
cię na tę drogę, na której teraz jesteś – urwał na chwilę. – Jednak nadal nie
rozumiem czemu tych świąt tak bardzo nie lubisz.
- Czemu? – spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Przecież wiesz.
Przed chwilą to powiedziałeś.
- No, ale wyjaśnij mi to osobiście.
- Wyjaśnij? – zadrwiła. – Tu nie ma nic do wyjaśniania. W te
okropne święta straciłam mamę, tatę i babcię! Najbliższe mi osoby. Podobno to
jest czas dawania a nie odbierani! I niby byłam grzeczna – zadrwiła. – Co mi to
niby dało? Nic! Tylko straciłam bliskie mi osoby!
- Sądzisz, że śmierć to coś złego?
- Tak – warknęła.
- A może są teraz tam, w niebie szczęśliwi?! Nie tak jak tu, ale
jakoś podobnie, i czekają cierpliwie na ciebie. Nie poganiają. Nie chcą byś za
szybko skończyła swoje życie na ziemi. Chcą byś była tu szczęśliwa.
- Nie, wcale, że tak nie jest.
- A skąd to wiesz? Jeśli się kogoś kocha to pragnie się też jego
szczęścia. Twoi rodzice i babcia bardzo cię kochali, i jeszcze bardziej chcą
byś była szczęśliwa.
- Szczęśliwa? Ale jak? – spytała Angeles. – Dzień w dzień muszę
widzieć tą starą babę, matkę tego debila, który zabrał mi rodziców. Chodzi
dumnie jakby nigdy nic!
- A skąd wiesz, że ona tego nie pamięta?
- Wiem, i już.
- Próbowałaś z nią kiedyś porozmawiać? – dopytywał.
- Po tym co zrobił jej syn, nigdy!
- Hm… szkoda. Bo gdybyś kiedyś z nią porozmawiała, to byś się dużo
dowiedziała.
Angeles zaciekawiona tymi słowami spojrzała na niego.
- Z obcymi nie rozmawiam –
rzuciła dumnie.
- A z panią Aną , też? – spytał.
Panią Aną? Tą samą co była naszą sąsiadką jak tu mieszkaliśmy? Tą która
była dla mnie jak ciocia? – pomyślała.
- Panią Aną? – zdziwiła się.
- No nie mów, że pani Any nie pamiętasz? Waszej sąsiadki.
- Ale co ona ma do tego wszystkiego?
Pani Ana była dla niej tuż
po rodzinie najbliższą osobą. Często jak była sama w domu szła do niej i tam
wyczekiwała powrotu mamy lub taty z pracy. Nigdy nie pozwalała by Angeles się u
niej nudziła.
- Przecież to jej syn doprowadził do tego wypadku.
- Co? – wstała. – Przecież to niemożliwe! Ona nie ma męża, a tym
bardziej syna.
Przecież
bym go zauważyła u niej w domu – pomyślała gorączkowo.
- Ma, to znaczy miała. Wyrzekła się go dużo wcześniej przed tym
wypadkiem – rzekł dość smutno.
Angeles nic nie odparła.
Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Nigdy pani Ana nie wspominała o syn, czy mężu.
I pomyśleć, że mieszkała tak blisko. Przecież nawet były blisko.
- Ja… ja nie wiedziałam – wydukała zmieszana Angeles. – Nigdy pani
Ana nie wspominała o rodzinie.
- Rozwiodła się z byłym mężem dużo wcześniej przed twoimi
narodzinami. Więc pewnie nie chciała do tego wracać – pocieszył ją.
- Pewnie tak – westchnęła. – Od… - nie potrafiła tego pełną nazwą
nazwać. – od tego dnia nie widziałam się z nią. Ciekawiłam się co u niej, ale
później zrozumiałam, że skoro nie kontaktowała się ze mną przez ten czas, to
pewnie nie chce mnie widzieć. I znać – rzekła smutno.
- Hm… ale przecież zawsze możesz z nią porozmawiać.
- Ale jak? Nie wiem gdzie mieszka, pracuje.
- Och Angeles, coś nieuważna jesteś – zaśmiał się brodaty
mężczyzna. – Przecież twoją opiekunką w sierocińcu jest pani Ana.
Angeles spojrzała na niego
z niedowierzaniem na twarzy.
Że ja jej nie poznałam – pomyślała.
- Ale przecież…
- Co? Nie wygląda tak jak dawniej? – spytał. Angeles tylko
przytaknęła głową. – Zmieniła się po tym wypadku.
- Ale czemu mi nic nie powiedziała?
- Bała się twojej reakcji. Nadal się boi. A tym bardziej gdy stałaś
się taka jaka jesteś.
Nagle Angeles miała ochotę
zapaść się pod ziemię. Wstydziła się za to wszystko co zrobiła dotychczas w
sierocińcu. Uprzykrzyła życie każdej osobie, która się tam znajduje. Bez
wyjątków.
- Wracajmy, już chyba wszystko zobaczyłaś i się dowiedziałaś
wystarczająco dużo – rzekł siwowłosy.
Angeles spojrzała na
młodszą siebie. Nie dowierzała, że ją widzi. Że siebie widzi.
- To się dzieje naprawdę, czy tylko się dzieje w mojej głowie? –
spytała odwracając się do mężczyzny.
- Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie Angeles, ale czy to
znaczy, że nie naprawdę.
Nagle cały dom zaczął
znikać. Angeles lekko się wystraszyła. Spojrzała w stronę, gdzie jeszcze przed
ułamkiem sekundy siedział siwobrody mężczyzna. Jednak go już nie było. Wszystko
zniknęło, a Angeles spadła w ciemną otchłań.
Angeles gwałtownie podniosła się z łóżka. Przetarła twarz dłońmi,
by się obudzić.
Ale miałam sen – pomyślała.
Rozejrzała się po pokoju. Wszystko było tak jak za nim zasnęła.
Jedynie nie było jej współlokatorek.
Pewnie są już na śniadaniu – pomyślała. – Przecież dziś jest Boże Narodzenie!
Nie wiedziała czemu, ale szybko wstała z łóżka i w piżamie poszła
do stołówki. Zatrzymała się przed drzwiami i wzięła głęboki wdech.
Co się ze mną dzieje? – zaniepokoiła się lekko.
Pchnęła powoli drzwi, a od razu do nozdrzy napłyną zapach
świątecznych dań. Słychać było radosne rozmowy i śpiewy kolęd. Ledwo weszła, a
wszyscy ukradkiem spojrzeli na nią. Pewnie myśleli, że zaraz wybuchnie wielkim
krzykiem. Jednak Angeles bez słowa poszła po posiłek. Wzięła tacę i już miała
odchodzić, ale przed nią stanęła jej opiekunka. Angeles przez chwilę jej się
przyjrzała i rozpoznała w niej panią Anę. Jej ukochaną sąsiadkę, przyczepioną
ciocię. Odłożyła tacę i mocno ją przytuliła.
- Wesołych Świąt – szepnęła. – I przepraszam za wszystko.
- Och.. Angeles – westchnęła pani Ana.
Blondynka dopiero po chwili
puściła biedną panią Anę. Kobieta przez cały czas się uśmiechała.
- To nie jest kolejny głupi żart – pogroziła jej palcem.
- Nieee… skąd… - zaprzeczyła dziewczyna.
- Miło mi to słyszeć. Wesołych Świąt, Angeles – rzekła kobieta i
odeszła po prezent dla niej. Angeles złapała swoją tacę i już miała iść usiąść,
ale pani Ana ją jeszcze zatrzymała. – A to od św. Mikołaja – powiedziała
podając jej nieduży prezent.
- Dziękuję, ale nie chcę.
- Ale ja nalegam – spojrzała na Angeles takim wzrokiem, że
blondynka nie mogła jej odmówić.
- Dziękuję – szepnęła i odeszła. Usiadła przy swoim stoliku i
zaczęła konsumować danie.
Co
się ze mną stało? Przecież to nie przez ten dzisiejszy sen? – pomyślała. Nagle nad nią stanął German.
- Co to za przemiana, Angeles? – zawołał radośnie. – Mogę? –
wskazał krzesło obok. Kiwnęła głową, a on usiadł.
- Wszyscy są pod wrażeniem twojego zachowania. Niektórzy nawet
próbują się dobudzić z tego snu, bo nie wierzą. – rzekł. – Sam też jestem
zaskoczony.
Angeles spojrzała na niego
znad talerza.
- Pozytywnie – dodał szybko.
Przez dłuższy czas jedli w
ciszy. German co jakiś czas spoglądał na nią ukradkiem.
- Co sprawiło, że się tak zmieniłaś? – spytał przerywając ciszę. –
O ile mogę wiedzieć. – dodał.
- Miałam dość dziwny sen – szepnęła Angeles. – Dość dużo dzięki
niemu zrozumiałam.
- A opowiesz mi o nim?
Angeles zaprzeczyła głową.
Sama jeszcze nie do końca ten sen zrozumiała.
-Może kiedy indziej –
westchnął German.
- Dlaczego jesteś taki? – spytała w końcu. Męczyło ją to pytanie
od dawna.
- Ale jaki? – zdziwił się.
- No taki... taki dla mnie miły i w ogóle. Nie pamiętam kiedy
jadłam sama posiłek. Cały czas się do mnie dosiadasz, choć czasami nie chcę.
German nic nie powiedział.
Podrapał się po głowie. Rzadko to robił, jedynie wtedy gdy się czymś bardzo
stresował. Właśnie taka była dnia niego to sytuacja. Bał się powiedzieć Angeles
co do niej czuł.
- Eee… domyśl się.
- Nie mam zamiaru bawić się w zgadywanki – warknęła zła i szybko
odeszła od stołu. Pobiegła szybko do pokoju. Poczuła się tą jego odpowiedzią
skrzywdzona, urażona. Miała nadzieję na całkiem inną odpowiedź.
Usiadła na łóżku i oparła
się o ścianę. Pojedyncze łzy spłynęły jej po policzku.
- Co się ze mną dzieje? – krzyknęła z całych sił. Nic nie
rozumiała. A mętlik w jej głowie zamiast się zmniejszyć, zrobił się jeszcze
większy.
Przecież on jest tylko denerwującą mnie osobą. Nikim więcej –
pomyślała, jednak nie była to prawda. Głęboko w sercu go pokochała. Nie
widziała tego wcześniej, bo jak miała. Serce miała z lodu. Jednak teraz to się
zmieniło. Do głosu doszło jej zlodowiałe serce.
W progu pokoju stanął
German. Spojrzał na dziewczynę. Nie chciał widzieć jej w takim stanie. A tym
bardziej w święta. Delikatnie zapukał o drzwi. Angeles spojrzała w stronę
dźwięku. Zdziwiła się jego osobą.
- Mogę? – spytał nieśmiało. Angeles nic nie odpowiedziała. Nie
chciała by wchodził, ale też nie chciała by sobie poszedł. German powoli wszedł
i usiadł koło niej. Wyciągnął zza pleców jej prezent – Zapomniałaś go wziąć z
stołówki. Chciałem go oddać pani Anie, ale ona kazała mi ci go przekazać.
Angeles przetarła łzy i
wzięła od niego prezent. Zaczęła zdzierać papier. Przynajmniej mogła się na
czymś wyżyć. W dłoniach jej spoczywała nieduża ramka. Odwróciła ją i ujrzała
zdjęcie swojej rodziny. Automatycznie się uśmiechnęła. Zdjęcie pochodziło z
ostatniej wspólnej wigilii z mamą, tatą i babcią. Pamiętała, że takie same
stało kiedyś u niej w pokoju.
- Ale jak? – zdziwiła się.
- Patrz, masz jeszcze pocztówkę – rzekł German wyciągając ją
spomiędzy papieru świątecznego. Angeles wzięła ją od niego. Przeczytała szybko
życzenia.

Angeles pokiwała powoli
głową. Odwróciła kartkę i ujrzała tego samego mężczyznę co we śnie. Była bardzo
zdziwiona.
Czy mi się śnił św. Mikołaj? – pomyślała. Już nic nie rozumiała. I
ten tekst : „To się dzieje w twojej głowie, ale też i naprawdę”. Co to ma niby znaczyć?
- Angeles – szepnął German wyrywając ją z rozmyśleń. Spojrzała na
niego odważnie. – Ja muszę ci coś powiedzieć.
Przełknęła głośno ślinę.
Bała się, że on to usłyszał. German złapał ją za dłonie i spojrzał prosto w
oczy.
- Ja… ja cię kocham – szepnął. Angeles była zdziwiona tym
wyznaniem. – Powiedz mi, czy ty też coś do mnie czujesz?
Angeles nie wiedziała co ma
powiedzieć.
- Ja… - nagle podświadomość podsunęła jej, że on może się z niej
po prostu nabijać. – Ja… nie… - zaczęła bełkotać. Nie potrafiła się wysłowić.
Spuściła głowę. German szybko wstał i wyszedł z pokoju.
Co ja robię? Przecież też go kocham. – pomyślała.
Szybko wstała i wybiegła z pokoju. Niestety nigdzie go nie
widziała. Podeszła do najbliższego okna.
Gdzie on jest? – rozmyślała.
Nagle zauważyła go na
zewnątrz. Szybko wybiegła z sierocińca. Nie interesowało ją, że jest śnieg i
jest zimno. Musiała mu to powiedzieć. Za wszelką cenę.
- German – krzyknęła z całych sił. – Czekaj!
Jej głos mieszał się z
wiatrem.
- German!
Chłopak od razu się
odwrócił. Angeles szybko do niego podbiegła.
- Ja muszę ci coś powiedzieć – wysapała. Spojrzała mu prosto w
oczy. – Ja… kocham cię.
German od razu się
uśmiechnął. Szybko wziął ją w ramiona. Nie chciał jej za nic puścić. Obrócił
się z nią wokół własnej osi. Angeles ze szczęścia nie mogła powstrzymać łez
napływających do jej oczu. Powoli stanęła na ziemi. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Śliczne masz oczy – szepnęła. German się lekko zaśmiał i trącił jej
nos swoim.
- Nie jest ci zimno? Może lepiej wracajmy do środka? – spytał
troskliwie.
nghnf.jpg)
- Wesołych Świąt – szepnął gdy skończyli pocałunek. Angeles oparła
się czołem o jego.
- Wesołych Świąt – szepnęła prawie niesłyszalnie.
Nagle usłyszeli nad sobą
dźwięk dzwonków reniferów. Odruchowo spojrzeli na niebo. Wysoko, tuż nad
gwiazdami leciały renifery z saniami Mikołaja.
- Ho ho ho… Wesołych Świąt – zawołał Mikołaj i sanie po chwili
zniknęły z nieba.
Na
pewno będą wesołe –
pomyślała Angeles.
I ruszyła z Germanem do sierocińca.
******
Ho ho ho!!!
Witam wszystkich po tak długim czasie!
Udały wam się święta???
Przybywam do was z prezencikiem dla was w postaci jednorazówki.
Mam nadzieję, że się podobała, a przede wszystkim miło się czytało.
Przepraszam za wulgaryzmy (no ale musiały wystąpić)
Do przeczytania :*
Ściskam - Sanna ;)